Życie jest jak partia szachów... #Moja przygoda ze sportem

in #polish7 years ago


Sport towarzyszył mi od najmłodszych lat. Zawsze jakoś lubiłem spędzać czas na świeżym powietrzu i biegać.
Z początku oczywiście była koszykówka i piłka nożna. O koszykówce jednak już opowiadałem, o piłce nożnej będzie kiedy indziej, a tak naprawdę mój "profesjonalny" sport zacząłem od zupełnie innej dyscypliny, a mianowicie:

Szachy

Będąc jeszcze w przedszkolu zauważyłem w Miejskim Ośrodku Sportu, jak dorośli mężczyźni przesuwają sobie pionki po planszy... Spodobało mi się to na tyle, że w wieku 5. lat, nie znając kompletnie zasad, zagrałem w turnieju z dorosłymi, gdzie oczywiście była to zabawa.
Zabawa osiągnęła wysokie zaangażowanie, więc zacząłem namawiać moich kolegów i koleżanki. Z czasem została utworzona sekcja szachowa dla dzieci, zatrudniony mistrz szachowy - pan Waldemar Jagodziński - i co tydzień w sobotę rano zbierały się dzieciaki, chcące pograć w szachy.

Z racji tego, że zacząłem ze wszystkich znajomych najwcześniej, wygrywałem wszystko co się dało między rówieśnikami, dyplomów mam niezliczoną ilość, ale były to turnieje dla dorosłych, gdzie nie miałem jakichkolwiek szans.
Zmieniło się to dopiero, kiedy miałem 10 lat. Dopiero wtedy zaczęto organizować pełnoprawne turnieje dziecięce, w których zdobyłem 3. puchary (widoczne poniżej).
Wszystko się bardzo rozwinęło i zaczęto nawet tworzyć międzyszkolne ligi szachowe, w których występowałem, ale o tym za chwilę.


Moja przygoda skończyła się właśnie w wieku 10. lat, kiedy to ze szkoły trzeba było wytypować 2. osoby, które mają iść na turniej. W tamtym czasie mój kolega z klasy naprawdę ostro w to rżnął, był już lepszy ode mnie i miał sukcesy nawet w mistrzostwach polski. Niestety, ja zmarnowałem swój potencjał trochę wcześniej, on trochę później, gdyż chyba już w ogóle w szachy nie gra.
Był więc jedną pewną osobą, a wydawało mi się, że drugą będę ja. W tamtym czasie udało mi się nawet go pokonać w jednym turnieju, dzięki czemu zdobyłem 1. miejsce (widoczne na zdjęciu). Inaczej - on zawsze zajmował pierwsze, a ja drugie. Nie wiem czy z racji nieporozumienia czy jakiejś celowej decyzji, nie zostałem wytypowany do turnieju, o czym dowiedziałem się dzień wcześniej. W związku z czym, musiałem rozegrać partię w szkolnej świetlicy z innym kolegą, którego kilka lat wcześniej sam namówiłem (jak większość) o to, kto ma wystąpić w turnieju. Rozegrałem ją, ale w ramach buntu, podłożyłem się celowo i dałem wygrać, bo uważałem, że nie muszę nikomu tutaj udowadniać, że jestem lepszy. Jak się później okazało, na turniej mogła iść dowolna liczba osób... Obraziłem się więc na szachy, bo co innego może zrobić taki dzieciak i przestałem grać. Tak skończyła się moja zawodowa przygoda z szachami, aż do 2. klasy gimnazjum.


W gimnazjum - chyba z braku osób do grania, bo na pewno nie z umiejętności, gdyż np. wspomniany kolega grał już w lidze seniorskiej z naszą miejską drużyną - zostałem powołany do drużyny szkolnej na ligę powiatową. Co 2 tygodnie w piątek spotykały się wszystkie gimnazja z powiatu i występowały ze sobą. Wyobraźcie sobie powrót po jakichś 4. latach... Poszedłem na pierwszy turniej bardziej z przymusu i nawet za bardzo nie pamiętałem jak dobrze matować, gdyż po prostu w szachy nie grałem.
Nie pamiętam czy w tym roku, czy w następnym, ale raz zajęliśmy 1. miejsce, raz 2., aczkolwiek większość partii rozgrywałem bardzo defensywnie, często starając się remisować albo wygrywać na czas, bo oprócz kilku meczy raz na 2 tygodnie nie grałem więcej w szachy. Po ukończeniu gimnazjum moja przygoda kompletnie się skończyła, ale ten konkurs tchnął mnie ostatnio do ponownego grania, więc parę dni temu ściągnąłem aplikację i zacząłem ogrywać komputer. :D


Z szachami mam związanych wiele wspomnień.
Pamiętam, jak z okazji wizyty ówczesnego ministra spraw zagranicznych - pana Radosława Sikorskiego - zorganizowana została symultana na żnińskim rynku z Andrijem Maksimenko - arcymistrzem, który chwilę wcześniej się tutaj przeprowadził. Grało wówczas nie wiem, około 20-30 osób. Zająłem wtedy 7. miejsce i w gronie pozostałych, odpadłem jako najmłodszy, dużo później od moich kolegów, którzy szczycili się swoją grą.
Mi nigdy nie było to potrzebne do szczęścia, gdyż cieszyłem się po prostu zabawą. Nie znałem żadnych debiutów, bo w takim wieku się ich po prostu nie uczy i grałem tak, jak nakazywało mi myślenie, a nie schematy, co takiemu dziecku sprawia ogromną radość.

Zgadnijcie, który to ja.

Zwykły niemiły gest pani ze świetlicy, która została wybrana na opiekunkę na turniej spowodował, że przestałem grać w szachy. Przecież ona się na tym kompletnie nie znała. Zobaczcie, jakie życie może być przewrotne za sprawą jednej decyzji osoby, które nie ma kompetencji. Czy mogę mówić, że zrujnowało mi to karierę? Pewnie za sprawę mojej mentalności, gdzie po prostu nie lubiłem nikomu nic udowadniać - tak.
Uważam, że w życiu nie chodzi oto, żeby komuś coś udowadniać. Trzeba być szczęśliwym z tego co się robi, a nie ślepo podążać za marzeniami innych. Ja byłem szczęśliwy, a jednak jedna decyzja potrafiła zmienić przekonanie o 180 stopni.

W tym miejscu ktoś może spytać: A gdzie byli rodzice? Czemu odpuścili?

Właśnie oto chodzi... Żeby nie zmuszać dziecka... Żeby robiło to, co lubi. Rodzice nigdy nie kazali mi grać i nawet mimo takich juniorskich sukcesów i dobrych zapowiedzi, nie zmuszali mnie... Ja po prostu chciałem, a za sprawą jednej głupiej sytuacji, przestałem chcieć i zaprzepaściłem całą swoją pracę od podstaw.


Mój nauczyciel, którego już wspominałem zawsze powtarzał: Grajcie w szachy, bo pomoże wam to w przyszłości rozwinąć umysł, a przede wszystkim koncentrację. I patrząc po prawie 15. latach, szczerze mógłbym każdemu polecić to samo.


Szachy - jak widać - co jakiś czas do mnie powracają. Aktualnie chciałbym mocno się rozwinąć i ponownie zacząć grać, aby w ogóle zadebiutować w rankingu, gdyż z racji zawirowań, nigdy żadnego nie otrzymałem.

Mogę czuć się dumny, że tak naprawdę dzięki mnie została utworzona dziecięca sekcja szachowa, która odnosi spore sukcesy, a przede wszystkim - rozwija dzieci - bo przecież to nie o sukcesy powinno w tym wszystkim chodzić. Jedni by się przecież obrazili, gdyby w takiej sytuacji ich plakaty nie wisiały na ścianach związku albo nie zostawaliby zapraszani jako honorowi goście... Są tacy ludzie. Ja jednak do nich nie należę i gdzieś cicho w sobie jestem zadowolony, że mogłem dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju dzieci, miasta i sportu.



Moje drugie konto, na którym piszę wyłącznie o sporcie - @dsport.


Źródła zdjęć: 1, 2.

Sort:  

Grałem trochę w szach i w wojsku wygrałem przepustkę za pierwsze miejsce - trzy dni. Młody kot i pojechałem na przepustkę, ale byłem szczęśliwy. Pozdrawiam z Kalisza.

Może zagramy kiedyś? Ja w sumie grać nauczyłem się w podstawówce, ale kiedy na zawodach szkolnych w 6 klasie nie dostałem się do gminnego etapu, to uzmysłowiłem sobie, jaki jestem jeszcze cienki i zrobiłem sobie chyba dwuletnią przerwę od szachów. Ale w 2. gimnazjum pojechałem na jakieś zawody parafialne i od tego czasu wznowiłem grę w szachy, zacząłem się uczyć na poważnie i jeżdżę na turnieje, nawet mam sporo pucharów, no i w sumie nie żałuję, że zdecydowałem się jeszcze raz spróbować. Napisałeś, że nie masz rankingu - masz na myśli ELO, czy w ogóle kategorii?

Teraz patrzę to nawet nie widnieję w internecie jako członek klubu, więc raczej nie mam nawet kategorii.
Aktualnie zacząłem ogrywać jakichś słabiaków na kurniku, ale nie pamiętam żadnych debiutów, więc muszę sobie wszystko poprzypominać i możemy coś pograć. :D

Też kiedyś grałem w szachy, byłem tak dobry, że wygrywałem czekolady (jak wszyscy niby, ale takie jest życie) :D Czekoladowe turnieje

Szachy to wspaniała gra.Szkoła powinna ich uczyć,bo bardzo rozwijają,uczą myślenia.
Mnie pasją do tej gry zaraził w dzieciństwie tata.Na prawdę polecam szachy!
A tu szachownica na Rynku:

szachy.jpg