Toksyczność rodzica - druga strona medalu - Riposta

in #tematygodnia7 years ago

Mój wywód jest nawiązaniem do tekstu „Toksyczność rodzica” autorstwa @malina1979

Twój tekst zainspirował mnie do spojrzenia na temat toksyczności zachowania rodziców od drugiej strony. Co się dzieje, gdy rodzice przesadnie chwalą i inwestują w swoje pociechy. Od razu zaznaczę, że jestem blisko trzydziestki i sam jeszcze nie mam potomków, ale wychowałem się z dwoma braćmi – jednym starszym, drugim młodszym, któremu sam zmieniałem pieluchy.  

Problem, który obecnie zauważam, to roszczeniowość młodzieży względem otaczającego nas świata. Gdy przychodzą do pracy, na dzień dobry żądają wysokich pensji, chociaż nie mają żadnego doświadczenia, które mogłoby owe żądanie uzasadnić. W szkołach, to nauczyciele muszą się tłumaczyć dlaczego uczeń dostaje słabe oceny a nie na odwrót. Do tego w skrajnych przypadkach dochodzi kompletny brak odpowiedzialności za swoje czyny i decyzje.  

Ale dlaczego tak się dzieje?

Przez zbytnie zaufanie i brak kontroli swoich pociech, które w maksymalny sposób wykorzystują wypracowaną pozycję do realizacji swoich potrzeb. Dla przykładu moja koleżanka i jej syn – nazwijmy go Andrzejek. Andrzejek jest w klasie maturalnej a poprzednie świadectwa to same dwóje z przebłyskiem trójek. Jednak, żeby zdobyć te oceny, Andrzejek musiał się namęczyć, żeby po interwencjach mamy mógł zaliczać sprawdziany i kartkówki, na których albo nie był, albo się nie przygotował. Andrzejek z mamą chcą mieć spokój w domu, więc dla świętego spokoju ojca edytują świadectwo w Photoshopie, żeby magicznie pokazać, że syn jest zdolny i postarał się o trójki i czwórki na świadectwie. Andrzejek ma również problem z jednym przedmiotem – brak nauki, pyskowanie na i popisywanie się przy kolegach na lekcjach spowodowało, że nauczycielka dodatkowo przez to robi Andrzejkowi pod górę. I tu znowu wkracza mama – awantury, dyskusje z nauczycielem, straszenie sądami szkoły. Andrzejek wygrywa. Przecież on jest w porządku, jedynie cały świat jest przeciwko niemu. 

Inną kwestią jest dowożenie Andrzejka w różne części miasta. Mama zwalnia się często z pracy, że zawieść syna np. po odbiór dowodu osobistego, bo jej to nie zaszkodzi jak przyjdzie do pracy dwie godziny później (bo przecież w miastach nie funkcjonuje transport publiczny). Andrzej na pytanie czy robi prawo jazdy (dostałbym kurs od rodziców i samochód) powiedział, że zrobi może za rok, bo przecież mama może go wszędzie zawieść a on musi się uczyć do matury.  No i ja tutaj zadam pytanie, czy to jest normalne? Gdzie oni mają godność i rozum człowieka? Czy takie zachowanie jest prawidłowe?
Przecież ewidentnie Andrzejek wykorzystuje swoją mamę do własnych celów a ta w imię matczynej miłości zrobi dla niego co on chce, poświęcając wszystko inne. Czy takie niańczenie go w szkole jest dobre? Przez to, Andrzejek nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za chociażby swoje oceny i sytuację z jedną z nauczycielek. Przecież, gdyby mama nie stanęła w jego obronie, Andrzejek musiałby się nauczyć materiału i zaliczyć go, jeżeli nauczyciel robi problemy to  Andrzejek musiałby ruszyć swoją makówką i próbować wypracować kompromis z belfrem. Moim zdaniem Andrzejek z chwilę będzie mieć ciężkie zderzenie z rzeczywistością, kiedy pójdzie na studia. Tutaj już nie zadziała mama i jej wpływy, ponieważ uczelnia to już inny poziom i żadnemu profesorowi nie będzie zależało na niańczeniu jednej osoby.
Drugie zderzenie z rzeczywistością będzie mieć podczas poszukiwania na rynku pracy dobrze płatnej posady. Okaże się, że jego zajebistość nie jest tak zajebista i nie może od razu zostać dyrektorem piony sprzedaży.  A może się mylę.  

Chodzi mi o to, że nadmierne opiekowanie się i poświęcanie uwagi swoim pociechom może zrobić im ogromną krzywdę. Uważam, że nie można wyręczać swoich dzieci z każdych problemów. Powinno się je wspierać i pomagać pasywnie, poprzez radę i dobre słowo, ale nie można ingerować w rozwiązywanie ich problemów – niech swoje decyzje podejmują świadomie i wiedzą jakie to może nieść konsekwencje.
Niech nie myślą, że wszystko da się załatwić od tak, że zawsze pomoże rodzic. Niestety, rodziców kiedyś zabraknie. Niech dzieci mają szacunek do ludzi ich otaczających. Nie róbmy z dzieci książąt.  

A co mi to przeszkadza?

Ponieważ w tej chwili młodsze pokolenie wchodzi na rynek pracy, to właśnie ja, Ty czy Twój kolega będzie musiał z takimi przypadkami spotykać się na co dzień. Czy chcesz, żeby pewne ustalenia biznesowe szlag trafił, ponieważ taki Andrzejek powie, że się czepiasz, że on nic takiego nie mówił, bo jednak zmienił zdanie, bo jednak to on ma to wszystko w dupie?  Oczywiście, nie mówię, że w moim pokoleniu czy pokoleniach starszych nie ma takich przypadków, jednak widzę po sobie czy po moich znajomych, że jesteśmy bardziej zaradni. Że jednak zawsze staraliśmy się pomagać rodzicom, własne problemy rozwiązywaliśmy sami a z rodzicami żyjemy na stopie koleżeńskiej, prosząc o rady, ale decyzje i odpowiedzialność za nie bierzemy na siebie.   

------------------------------------

Zgłaszam artykuł w ramach tematu czwartego (Riposta) w 18. edycji Tematów Tygodnia. do tematu „Toksyczność rodzica” autorstwa @malina1979 .

Sort:  

Bardzo mądry tekst

Dziękuję :). Trochę wylałem tu swoje żale, bo gdzieś w środku to się kumulowało.

Bardzo mądrze ująłeś wszystko - widzisz.... Jesteś dowodem na to, że rodzic może wpłynąć na wychowanie dziecka na porządnego obywatela. Mimo swojego wieku zauważasz problemy wychowawcze, które moim zdaniem tak jak i Twoim nie prowadzą do niczego dobrego. Społeczeństwo i mentalność ludzi się zmieniła - w wielu przypadkach na złe. Kiedyś nauczyciel przylał wskaźnikiem a rodzić ( jak dziecko się przyznało) poprawił ..Teraz ? Wychowawca nie ma nic do powiedzenia, bo rodzic wszystko załatwi tak jak "Andrzejkowi" - tylko pytanie..... czy jak rodzica zabraknie - Andrzejek sobie poradzi? - jestem pewien że nie.
Brawo,brawo,brawo - dla Ciebie.
Możemy dalej debatować bo temat jest ciekawy i obszerny.

Dokładnie, tutaj ująłem tylko czubek tego co obserwuję. Z drugiej strony skoro tak się dzieje musimy nauczyć się z tym żyć i jakoś się dostosować. Wypracować nowe schematy i próby dostosowania się. Niestety, ale za kilka lat będziemy dinozaurami...

Bardzo dobry artykul.Ja tez mam syna jedynaka za ktorym chetnie wszystko bym robila ale niestety wiem ze musi sobie dac rady w zyciu sam ,bo poza domem to dzungla.Wokol nas jest pelno Andrzejkow,martwi mnie to bo czesto to wlasnie tacy ludzie ..wygrywaja!!! Czesto bezszczelnosc i wykorzystywanie innych sie oplaca.tak to przykre.

Tak to fakt, że taki Andrzejki wygrywają, ale wydaje mi się, że na krótką metę. W końcu spotykają ścianę, z którą nie są sobie w stanie poradzić lub spotykają... drugiego Andrzejka ;)

wiesz zwykle to spotykaja...drugiego Andrzejka !!!