Zastanawiając się nad tematem i czytając Wasze posty, a także wyobrażając sobie taką sytuację, stwierdzam, że mogłabym nie przeżyć ani jednego dnia w takim więzieniu, gdybym nie zabrała ze sobą tego, co najważniejsze do takiego przeżycia. Nie jest to coś fizycznego. Jest to silna wiara i oparcie w Bogu, umiejętność kontaktowania się z Nim w medytacji. To daje wolność wewnętrzną, która ma moc rozkruszania kajdanów. Bez tego możemy się czuć zniewoleni nawet nie będąc w więzieniu. A jeśli chodzi o fizyczne rzeczy, to na pewno chciałabym coś przelewać na papier, w postaci wierszy na przykład, więc możliwie jak najwięcej służących do tego materiałów (papieru, ołówków) i wyciąg z fiołków - uwielbiam ich zapach i z pewnością przenosiłby mnie do lasu i wprawiał w cudowny nastrój, ułatwiając z czasem przeniesienie się tam, gdyż jest to możliwe, by swoją świadomością przenieść się razem z ciałem w inne miejsce. Dokładnie opisuje to Anastazja w książkach Władimira Megre. Moi znajomi znali także taką osobę, która to robiła.