Księga końca świata - 9 kohortasteemCreated with Sketch.

in #polsih7 years ago (edited)

Było coś związanego z IT i podróżami to może czas na wypociny pisane dawno temu? Początek powieści o końcu świata:
fa31d437274157.573af8c7955dd.jpg
Nie ma już dobrych ludzi, chyba nigdy ich nie było. Nie ma już dobra, chyba nigdy go nie było. Ludzie są okrutni zawsze tacy byli. Więc jestem najokrutniejszym z nich, przynajmniej według innych.
Nie cierpię małych wiosek takich jak ta, w której teraz jestem. W niewielkich obskurnych domkach siedzą zacofani wieśniacy ze swoimi obsesjami i stereotypami.
Znalazłem jedyną tawernę w okolicy, choć dla mnie jest to raczej miejsce gdzie do brudnych kufli leją rozwodnione piwo, które później ląduje w żołądkach śmierdzących ludzi, zmuszając przeżarte wątroby i nerki do pracy. Od samego wejścia wyczułem na sobie wzrok przeszło dwudziestu par oczu, z czego czworo należało do tutejszej hołoty zbójnickiej. W tych niewielkich móżdżkach, oceniali jakie stanowię zagrożenie i czy mogą bez obaw zabić przybłędę, po czym zagarnąć ofierze pieniądze. Największy znak zapytania stanowił miecz na moich plecach i to jak nim władam. Chętnie bym im to pokazał, ale wszystko w swoim czasie.

  • Piwo, jedno- rzuciłem w stronę karczmarza.
  • Dwa srebrniki- odparł.
    Zwęszył interes i podniósł cenę, miejscowy bezwątpienia płacił połowę tego co ja. Rzuciłem monety na blat, czekając na herszta bandy.
  • Postawisz koledze piwko, prawda?- głos należał do łysego, brodatego mężczyzny.
  • Nie mam kolegów- odpowiedziałem nie siląc się na miły ton.
  • Nic dziwnego z tak szpetnym ryjem, ale dla nas zrobisz wyjątek, prawda?- wskazał swoich trzech podwładnych.
    Szybko przeszedł do sedna i dobrze, bo okrutnie cuchnął.
  • Bez urazy jesteście całkiem przystojni, ale wole kobiety.
    Ta fraza musiała ich mocno zaboleć. Brodaty chwycił moje prawe ramie, chciał wymierzyć cios ale nie zdołał, wcześniej zamarł w bezruchu. To by było na tyle z radości pojedynku z tymi kanaliami. Cofnął się jąkając coś pod nosem. Pęcherz przepełniony piwskiem nie wytrzymał napięcia, popuścił. Teraz wszyscy wlepili w niego swoje chytre, przestraszone oczka.
  • Szefie, co jest?- spytał największy z mężczyzn stojących za mną.
  • Dzie…eee..wiąta kooo…horta – wreszcie wyjąkał.
    Pociągnąłem solidny łyk piwa, wiedząc, że zaraz nie będę miał spokoju. Zaczęły kobiety z mojej prawej. Pomiędzy piskami i rozpaczliwymi krzykami dało się usłyszeć modlitwy. Karczmarz zemdlał, zaraz potem jakiś chłop przestał jeść to, co miał na talerzu i wbił sobie widelec w szyje. Fontanna tryskającej krwi z rozerwanej tętnicy opryskiwał wszystkich dokoła. Banda brodatego nie próbowała uciekać strach splątał im nogi. Zdawali sobie sprawę, że to nie ma sensu. Najmniejszy z nich, który miał zaatakować mnie z lewej strony stał nieruchomo trzymając w ręku solidny kij. Pozostali płakali jak małe dzieci. Zabrałem swoje monety, których nie zdążył zagarnąć gospodarz. To, co mi dał nie zasługiwało na taką zapłatę. Do środka chciał wejść jakiś wieśniak, lecz widząc krew i zapłakanych ludzi oraz spokojnie siedzącego mnie przy piwie, połączył fakty i postanowił ocalić tyle osób ile się da. Biegał po wiosce krzycząc dziewiąta kohorta. Nie znoszę hałasu a z racji tego, kim jestem niestety często mi on towarzyszył.
    Wyciągnąłem miecz, a jęki w tym samym momencie nabrały na sile. Pochyliłem się nad brodatym.
  • Ty i ten mały pasujecie do siebie, ładna była by z was parka.- obdarzyłem go uśmiechem. Kiedy wrzaski zaczęły zagłuszać moje myśli nie wytrzymałem.
    -Milczeć ciemnogrodzie! -momentalny spokój- Dziś jest wasz szczęśliwy dzień, daruje wam życie- od początku nie miałem zamiaru krzywdzić bezbronnych, ale sława, którą mnie obdarzono jest szybsza od jej właściciela. Znów zwróciłem się do brodatego
  • Tak oni ocaleją, niestety ty i twoi ludzie, jakby to ująć - udałem zamyślenie - trochę śmierdząca sprawa.
    Miecz wszedł gładko w drżące ciało osiłka, ofiara szybko ucichła. Następnie zwinnie bez zbędnych ruchów, podrzynałem gardła pozostałej trójki. Akt mordu przebiegał w totalnej ciszy. Stałem w kałuży krwi, nieprzemyślany ruch należało celować w korpusy. Wytarłem ostrze o ubranie małego. Następnie wsunąłem miecz z powrotem do pochwy. Tak właśnie rodzą się legendy o ludziach z dziewiątej kohorty. Tutejsi wieśniacy zapewne opowiadać będą o „tańcu mordercy”, w którym to zabijałem niewinne małe dziewczynki w białych sukieneczkach. Już przywykłem do zakłamanych opinii i tego, że nigdy nie ulegną zmianie. Oczywiście mogłem zostawić ich w spokoju, ale co jest złego w zabiciu czwórki morderców? Sam jestem sobie sędzią i osądzam innych. Ktoś powie że zupełnie bezprawnie, odpowiem że mym prawem jest dawno zatracona moralność . Bo nie ma już dobrych ludzi, nigdy ich nie było.