Na Wschodzie bez zmian...
Punktualnie o 13:50 pociąg rusza. Niezauważalnie. Bezszelestnie. Na peronie młody chłopak z dziewczyną machają do kogoś siedzącego przy oknie sąsiedniego przedziału. Machają i idą razem z przyspieszającym pociągiem. Przez pierwsze kilkanaście sekund jest to jeszcze możliwe. Potężny, ośmiusettonowy skład nie jest w stanie szybko nabrać prędkości. Rozpędza się powoli, majestatycznie. W rosyjskich pociągach, a szczególnie już na trasie Kolei Transsyberyjskiej wszystko odbywa się jakby wolniej. No bo po co się spieszyć? Trasa do Irkucka zajmuje blisko cztery dni. 90 godzin. Do Władywostoku należy doliczyć kolejne trzy. Czasu starczy na wszystko. Nawet najbardziej cierpliwy pasażer zdąży się jeszcze znudzić...
Tak latem zeszłego roku zaczynała się moja podróż życia na Wschód. Z planowanych sześciu miesięcy w drodze do skutku doszły tylko trzy. Z zamierzonych 40 tys kilometrów pokonałem 30 tys. Pociągiem, samolotem, pieszo i stopem, promem i autobusem, a nawet stojąc na pace wiekowej ciężarówki. Dziś jestem już w Warszawie i wszystkich czytelników zapraszam na wspomnienia z mojej podróży. Kolejne części historii będę spisywał i zamieszczał stopniowo w miarę pojawiania się nastroju i wolnego czasu.
Niby już słyszałem tę historię w KBK (przynajmniej zarys), ale jeszcze chętniej ją przeczytam :)
Zaczyna się ciekawie. Witaj na Steemit!