[Prosto z kina #19] Impostor
Impostor (2019)
Ten tekst jest o dziwnym dziecku i samotnej matce. O posthorrorze i liście motywacyjnym. A tak przy okazji o jeszcze jednej rzeczy - polskich dystrybutorach kinowych. Bo, tak między nami mówiąc, mam już serdecznie dość nietrafionych tłumaczeń tytułów premier kinowych. Co prawda najbardziej znany przykład kontrowersyjnej translacji to “Szklana pułapka” z 1988 roku, ale gwarantuję wam, że zjawisko to w ostatnich latach szczególnie nasila się przy horrorach. Przykłady? “Don’t Knock Twice” czyli “Baba Jaga”, “Ghost Stories” aka “Przebudzenie dusz”, czy “The Possession of Hannah Grace” wypuszczone do kin jako “Diabeł: Inkarnacja”. Swoją drogą, to przy tym ostatnim tłumaczeniu ktoś musiał być konkretnie naćpany, a sam film jest… cóż, zapraszam do przeczytania recenzji. Tak czy siak absolutny brak wyczucia dystrybutorów przy doborze tytułów, spowodowany zapewne chęcią maksymalizacji zysków, może nas śmieszyć, ale jest to zjawisko groźne, w wielu przypadkach zubaża bowiem sens filmu. Bo przecież skoro Lee Cronin, reżyser i scenarzysta “Impostora”, nazwał swoje dzieło “The Hole in the Ground”, to chyba miał w tym jakiś cel, prawda?
Dom w lesie, na irlandzkim odludziu? Jest. Coś nadnaturalnego, budzącego niepokój, w tym wypadku dziura w ziemi? Jest. Dziecko, które zaczyna się dziwnie zachowywać? Obecne. Samotna matka z traumą, podejrzewająca, że z jej synem coś się dzieje? Na pokładzie! I takim oto sposobem wygraliśmy w bingo, a konkretniej w odmianę tej gry o nazwie “Horror o przerażającym dzieciaku”. Problem w tym, że podkreślające schematyczność przedstawienie fabuły “Impostora” byłoby krzywdzące. Dlaczego? Ano dlatego, że dzieło Cronina nie jest kolejnym, hollywoodzkim półproduktem, a solidnym, niskobudżetowym filmem z dużymi ambicjami artystycznymi.
Ambicjami, należałoby dodać, które niestety chyba przerosły warsztat reżysera, a może i przy okazji budżet przedsięwzięcia. Bo na poziomie czysto treściowym “Impostor” jest nieskażonym niczym przykładem przeciętnego horroru, mniej lub bardziej skutecznie sięgającego po techniki sprawdzone przez dziesiątki innych filmów. Wiecie, są jumpscare’y, ale wprowadzone umiejętnie, z dużą dozą smaku. Są charakterystyczne dla horrorów rekwizyty, takie jak miejscowa para bardzo dziwnych staruszków, czy rozsypujący się dom w lesie. I to wszystko sprawdza się nieźle, ale nie porywa, nie wnosi do gatunku niczego świeżego. Ujęcia w “Impostorze”, szczególnie jak na warunki budżetowe, są bardzo solidne, z widocznym momentami artystycznym zacięciem. Nieliczne efekty specjalne trzymają poziom, a Cronin nieśpiesznie, z gracją godną chirurga przy operacji wycięcia wyrostka robaczkowego buduje historię klimatyczną i trzymającą przez większość czasu w napięciu.
Na poziomie elementów grozy Cronin sięga po irlandzkie legendy i łączy je z popularnym ostatnimi czasy tematem niepokojących dzieci, aż przypominają się świetne “Dziedzictwo. Hereditary”, czy zrecenzowany przeze mnie “Prodigy. Opętany”). Zresztą film wzbudza też skojarzenia ze świetnym “Babadook”, w którym krytycy docenili bardzo udaną warstwę metaforyczną. W “Impostorze” jest podobnie, Cronin umieścił w swoim dziele pewną ilość wskazówek interpretacyjnych, które tworzą drugie dno. Problem w tym, że owych wskazówek jest niewiele, przez co giną one w natłoku gatunkowych schematów. Zresztą cała warstwa metaforyczna jest dość słabo zarysowana, dlatego też absolutnie nie dziwię się zarzutom części krytyków, którzy nie dostrzegają w “Impostorze” niczego więcej niż pełen klisz horror. A szkoda, bo film w ciekawy sposób opowiada, a raczej stara się opowiadać, o ogromnej, niszczącej traumie związanej z samotnym wychowywaniem dziecka i nieudanym małżeństwem.
Wykreowanie metaforycznej warstwy filmu z przeciętnego scenariusza byłoby niemożliwe, gdyby nie świetne występy zarówno Seány Kerslake w roli matki, jak i przerażającego Jamesa Quinn Markey’a jako młodego Chrisa. “Impostor” to dzieło kameralne, momentami aż za bardzo. Kreowanie niepokojącej atmosfery reżyser zrzucił na barki młodego aktora, któremu udało się wydobyć dużą dawkę grozy z pozornie trywialnych scen z życia codziennego. Seans jednak skradła matka dziecka, Sarah, która z jednej strony jest wycofana społecznie i rachityczna, z drugiej zaś ma wrodzoną charyzmę i odwagę godną świętego Patryka. Kerslake ani na moment nie wychodzi z roli, a jej twarz doskonale oddaje gamę sprzecznych momentami uczuć. Po prostu świetny występ!
“Impostor” to film aspirujący, zarówno do bycia zwykłym, popcornowym straszakiem, jak i posthorrorem z silną warstwą metaforyczną. Problem w tym, że takie połączenie zwyczajnie jest niemożliwe. Cronin nie był w stanie odpowiednio zaakcentować i rozbudować warstwy metafizycznej swojego dzieła, przez co zostało ono zepchnięte do roli dość klimatycznego, ale niewyróżniającego się horroru o przerażającym dziecku. A takich filmów, z których wiele wykonano lepiej, jest ogrom. Mam wrażenie, że “Impostor” to pewien rodzaj listu motywacyjnego reżysera do większych, hollywoodzkich wytwórni, w którym Cronin pisze coś w stylu “hej, patrzcie, umiem nakręcić fajny horror z ambicjami artystycznymi, dajcie mi ze dwadzieścia milionów, to zrobię wam arcydzieło na miarę The Witch”. Cóż, irlandzki reżyser na pewno musi jeszcze popracować nad swoim warsztatem. Tym niemniej jednak facet ma talent, a jego debiut to horror całkiem udany, utrzymany w bardzo ciekawym klimacie, ze świetnym występem Seána Kerslake. “Impostor” daje nadzieję na to, że w przyszłości reżyser uraczy nas czymś znacznie lepszym.
- oryginalny tytuł: The Hole in the Ground
- rok premiery: 2019
- gatunek: horror
- reżyseria: Lee Cronin
- scenariusz: Lee Cronin, Stephen Shields
- aktorzy: Seána Kerslake, James Quinn Markey, James Cosmo
- moja ocena: 7/10
Recenzja dostępna również na moim blogu: 500filmow.pl.
PS. Odpocznijcie, drodzy Steemianie! :)