Moon - czy "mieszkańcy księżyca" śnią o elektrycznych owcach?
Witam.
"Moon" Duncana Jonesa był od dawna w mojej topce filmów do jak najszybszego nadrobienia - w końcu jest to twórca całkiem udanego "Kodu nieśmiertelności" i najbardziej udanej filmowej adaptacji gier komputerowych - mojego ukochanego "Warcrafta". "Moon" to najbardziej cenione powszechnie jego dzieło.
Film przedstawia historię Sama Bella (Sam Rockwell), który pilnuje samotnie wydobycia złóż na księżycu. Siedzi tam w bazie wraz z robotem Gerty (zrobotyzowany głos podkłada mu Kevin Spacey). Wkrótce przed planowanym powrotem do domu, odkrywa, że nie jest on w tej bazie sam. Wówczas zaczyna podejrzewać, że wszystko wokół niego tak naprawdę nie jest tym, czym się wydaje.
Reżyseria i świetnie napisany scenariusz to piekielnie mocne strony tego dzieła - intryga jest bardzo mocno zbudowana i nie brak w tym wszystkim emocji, inspiracji chociażby "Blade Runnerem" i wieloma najważniejszymi dziełami z motywem "odkrywania, że z rzeczywistością dookoła jest coś nie tak".
Skromna obsada również - radzi sobie dobrze. Strona techniczna, jak na skromny budżet wygląda naprawdę solidnie - CGI wykonano na wysokim poziomie, zdjęcia i montaż to porządna półka.
Czy mogę się czegoś przyczepić? Hmmm... może tego, że ten film nie jest niczym więcej, nie aspiruje w żadnym aspekcie do bycia czymś jeszcze może lepszym. Wszystko jest tutaj bardzo solidne i tyle. Jest to porządne filmidło do obejrzenia wieczorem, nic więcej.