Brzegiem Bałtyku PL - etap I / cz.1 / dzień 3

in #polish6 years ago (edited)

Brzegiem Bałtyku PL - etap I / cz.1 / dzień 3


Etap I : Świnoujście - Jarosławiec
Cz. 1 : Świnoujście - Kołobrzeg
Dzień 3 : 2010-07-10
Odcinek : Międzywodzie - Dziwnówek
Odległość plażą : 8,2 km
Przebyta odległość dzienna (wraz z wejściami w głąb lądu) : 16,6 km
Przebyta odległość całkowita (suma odcinków) : 52,3 km
Nocleg : Prywatne gospodarstwo domowe - przyczepa campingowa


Czas w Międzywodziu dobiegał końca. Spakowaliśmy plecaki aby je zaraz wypakować bo stwierdziliśmy, że są za ciężkie. Zatem na drzewie umyślnie jako zrzut balastu zostawiliśmy:
1) Sylwiuni spodnie Jeans.
2) Folię (grubawą i raczej ciężkawą) na wypadek ulewy.
A pod drzewem nieumyślnie zostały jak się dopiero okazało na następnym polu, szpilki do namiotu. :(

Po prowizorycznym posiłku i czynnościach zmierzających do ogłoszenia startu pożegnaliśmy obsługę recepcji, w rewanżu otrzymaliśmy prognozę pogody na kolejny dzień... szkoda słów.

Wyruszyliśmy w końcu dopiero około południa, gdy skwar największy się zaczynał. Do Dziwnowa szło gładko, twarde podłoże na styku wody z lądem, mimo upału byliśmy zadowoleni z postępu i Dziwnów rósł nam w oczach.

Dalej było już tylko gorzej, bo żwir pod stopami i grunt miękki. Znowu nastał czas częstych przystanków z powodu przegrzania i przymusowych kąpieli w wciąż brudnej wodzie.

Dziwnówek przywitał nas inaczej niż wcześniejsze miejscowości. Ta mała osada była na pierwszy rzut oka bardzo przeludniona, ruch na chodnikach uniemożliwiał przemieszczanie się, cień niedostępny, bo dawno już był obsadzony przez szukających schronienia przed słońcem turystów.

Pomimo utrudnień w poruszaniu się dotarliśmy na pierwsze pole namiotowe. Tutaj mały szok. Cenniki i regulaminy pola wielojęzyczne - unijne chyba, lecz po polsku napisy widniały raczej na końcu. Ceny z pewnością unijne, bo pole okazało się co najmniej 2x droższe od przeciętnej, którą już mieliśmy okazję poznać. Nie kryliśmy zdziwienia i pani z recepcji też nie kryła zdziwienia, że my się dziwimy.

W końcu jesteśmy w Dziwnówku i dziwić się trzeba.
Dziękując przepięknie, ze zdziwieniem na twarzy wśród zdziwionych osób poszliśmy zdziwieni dalej swoją drogą... Po drodze w poszukiwaniu drugiego pola szukaliśmy także rdzennych mieszkańców wsi i pytaliśmy o nocleg na jedną noc tłumacząc, że ani łóżko nam nie potrzebne, ani pościel jeno dach i woda. Odmawiano nam systematycznie i wielokrotnie z charakterystycznym dla tej kultury zdziwieniem.

Po kilometrach zygzakoszlaczku, wśród rozpalonych ulic dotarliśmy na głębokiej już energetycznej rezerwie naszych organizmów na drugie pole położone wśród sosen, ale za to jakie...!

Pole, którego samą już recepcją nie powstydziłby się niejeden hotel nadało naszemu spontanicznemu i wciąż istniejącemu zdziwieniu głębszy i subtelniejszy wymiar. Na wstępie dowiedzieliśmy się nie tylko, że pole jest droższe od poprzedniego ale również dlaczego tak jest. Otóż cenę za nocleg na trawie we własnym namiocie z Biedronki kształtuje ilość gwiazdek wyrzeźbionych w „menu” pola. Pani ubrana jak na sylwestrowy bal wyjaśniła z zawodową uprzejmością, że trafiliśmy do nie byle jakiego miejsca i że tu ludzie nie byle jak wypoczywają... mówiła też wiele innych sugestywnych wypowiedzi, ale nie kodowałem, bo zajęty byłem organizacją natychmiastowego odwrotu z pozycji uniżonego petenta. Pani zdążyła jeszcze tylko przemycić, że na jedną noc to i tak nie mamy u nich „szans”, bo pole jest przeładowane i namiotu rozbić nie ma gdzie. Może gdybyśmy mieli zostać z miesiąc to miejsce by się znalazło...
Opuszczając ten przybytek miałem już wytłumaczone, że jedną gwiazdkę to mają za szczególne osiągnięcia w dziwieniu ludzi, drugą za całoroczne stroje sylwestrowe, trzecią za przepych na recepcji a czwartą zapewne za niegryzące odmiany komarów...

Byliśmy zatem w tzw. pkt. wyjścia. W tym przypadku pkt. wyjścia z plaży - czyli z niczym. Zmęczenie narastało jak ciśnienie w szybkowarze. Presja czasu (bo to potworny upał i schłodzić się nie ma jak) powodowała, że Słońce zdobywało ogromną przewagę nad naszymi przegrzanymi i całkiem małymi w tej skali ciałkami. Dziwnówek wcale nie jest duży i po niewielkim jeszcze czasie, lecz wielu próbach zakotwiczenia wiedzieliśmy już, że się nie udało. To była nietypowa sytuacja. Wiele razy na przestrzeni lat podróżowaliśmy bez żadnej wstępnej organizacji i zawsze jakoś było, lepiej lub gorzej - ale było. Teraz nastał kryzys.

Byliśmy wyczerpani, przegrzani i mieliśmy kłopoty z rozwiązaniem tej pogłębiającej się sytuacji. Jedyny sukces jaki osiągnęliśmy to ulokowanie się na całkiem darmowym kawałku cienia pod jakąś pseudojadłodajnią. Organizm domagał się swego...
Wołał - pić!
Wołał - za gorąco!
Krzyczał - nie ruszaj się już, bo samo wydzielanie potu przez skórę już nie wystarcza!
To był koniec na dłuższy czas. Musieliśmy odpocząć...

Ległem więc resztkami sił na trawie obok plecaków a Sylwiunia zdołała jeszcze pójść zakupić większe niż zwykle ilości picia. Różne myśli chodziły mi po głowie. Stałem się podatny na głębsze kompromisy...
W stanie takiego wyczerpania zmienia się radykalnie ocena rzeczywistości. To co do tej pory było nie do zaakceptowania - teraz wydawało się wybawieniem. To ciekawy stan umysłu. Wiele się można nauczyć... To stan, kiedy człowiek traci kontrolę, przestaje ufać własnym siłom, których de facto nie posiada.

Leżałem więc i starając się równo oddychać próbowałem schłodzić ciało choćby o ułamek stopnia. Sylwiunia była w sklepie nieopodal. Jedyną moją aktywnością były procesy myślowe w atmosferze poddania dalszej walki. Próbowałem przeanalizować sytuację i odnaleźć błędy, które rzuciły nas o tę trawę w cieniu.

Gdy jeszcze myśli te wygasały w moim umyśle, oto z lewej strony po chodniku przechadzał się podchmielony facio, wyglądający na całkiem rdzennego - tubylca znaczy - i sam z siebie rzecze akurat do mnie te słowa:
„Ale pogodę nam przywiozłeś chłopie.”
Odpowiedziałem jak automat: „Taaaaa” ale pomyślałem: to nie ja chłopie, nie ja Ci tę pogodę przywiozłem.
Facio przeszedł jeszcze kilkanaście metrów, gdy nagle skręcił, i po drugiej stronie ulicy rozmawiał przez płot z jakąś znajomą. Na ten czas nadeszła Sylwiunia z napojami i zapytała jakie to mam rozwiązanie dla całej tej sytuacji kryzysowej. Ja na to, że żadne w zasadzie i jedyne co się wydarzyło to ten facio o tej pogodzie coś... I tu zapaliła się lampka. Przecież ten facio to na pewno swojak, miejscowy i na bank wie co i jak z noclegami spod lady. Zerwałem się jak po zabiegach SPA, za kilka sekund byłem już przy nim. Za minut kilka byliśmy już u niego na podwórku i za następną chwilą dziękowaliśmy jemu i jego matce, starszej już kobiecie. Warunki były spartańskie ale nie wtedy. Byliśmy uratowani!

Tego dnia facio był już tylko bardziej podchmielony a z jego mamą, siedemdziesięcio kilkuletnią kobietą przegadaliśmy wiele godzin. Mówiła głównie Ona. Opowiadała długo historie ze swojego długiego życia, ale też wiele innych wątków przewijało się dookoła. Opowiadała jak to była prawie niewidząca, gdy przed operacją na oczy modliła się wiele dni z rzędu, aż wrócił jej wzrok, operacja się udała i znowu dobrze widzi cudowny Świat.

Pani starsza miała też inne dylematy, które staraliśmy się wspólnie rozwikłać. Po miłej rozmowie otrzymaliśmy od Pani starszej nie tylko miejsce pod namiot i kubek wody, ale całą przyczepę campingową i prawdziwy prysznic.

Ok 22-godziny wróciła lokatorka przyczepy obok i jako nadzwyczaj miła osoba poczęstowała nas herbatą i czym akurat miała.
Kiedy Pani starsza już spała, rozmawialiśmy z naszą nową sąsiadką do godziny drugiej w nocy o życiu, pracy, wakacjach i o całości i o ogółach. Przed snem wytruliśmy pożyczonym lakierem do włosów pająki masowo zamieszkujące nasze nowe lokum.
Dzień zgasł razem z żarówką w przyczepie... rozładowane akumulatorki się ładowały a my śniliśmy leżąc na czymś miększym od karimaty...


>>> Zobacz ślad GPS


źródła:
(zdjęcia prywatne)
(tekst własny)


Dziękuję, thank you :)


Sort:  

Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
http://popiachu.blogspot.com/2010/07/