Wspomnienia Józefa Sznajdera żołnierza AK okręgu Lwów - Część 13 - "Gryps czosnkowy"
W dzień oczekiwałem na skromne posiłki spacerując w koło parceli trochę siedząc na muszli ustępowej gdyż krzesła ani innego mebla nie było. Od czasu do czasu słyszałem jak Judasz się otwierał i przez niego zaglądał strażnik obserwując mnie. Wyczuwając sytuację że strażnik nie zaglądnie wylazłem na kaloryfer pod okna aby zobaczyć przez szpary w deskach coś więcej jak niebo, ale deski były tak szczelnie pozbijane że nic nie było widać i więcej już nie zaglądałem. Po spożyciu bałendy pospacerowałem po celi a następnie usiadłem na krześle – muszli ustępowej i otworzyłem kurek z wody gdyż nie było w nim wody usłyszałem jakiś szum tak jakby ktoś dmuchał do rury, nachyliłem się do kranu ale nic nie było słychać. Po chwili powtórzyło się dmuchanie więc ja dmuchnąłem, usłyszałem cichy piskliwy głos w oddali. Powtórzyłem dmuchanie i wtedy ktoś zaczął szeptać coś do rury. Okazało się po chwili że to był głos kobiecy tylko nie było wiadomo skąd. Po nawiązaniu bliższych kontaktów i nabraniu pewności i zaufania do siebie okazało się że była to sąsiadka za ściany i było ich dwie. Aby nie być przyłapanym przez strażnika który od czasu do czasu zaglądał przez Judasz to jedna z tych pań dyżurowała pod drzwiami podsłuchując czy ktoś się nie zbliża w czasie naszej rozmowy, aby nas ostrzec. Rozmowę mogliśmy prowadzić wtenczas gdy wody nie było w kranie z powodu małego ciśnienia i do drugiego piętra nie zawsze dochodziła. Raz było tak że usłyszeliśmy jakiś męski głos który po chwili ucichł. Początkowo obawialiśmy się że nas ktoś podsłuchał i przyjdą do nas ale na tym się skończyło. Przypuszczamy że ktoś z pierwszego piętra rozmawiał koło otwartego kranu kiedy i tam wody nie było a w tym momencie pojawiła się na pierwszym piętrze woda i przerwała rozmowę. Po paru dniach otrzymałem pierwszą paczkę z domu w której było trochę ciepłej strawy, kilka ząbków czosnku, trochę sucharów, kawałek kiełbasy, trochę kaszy, tytoń i bibułka oraz coś na słodko i bieliznę do zmiany. Dyżurny podał mi kartkę z wyszczególnieniem co otrzymała oraz ołówek aby on dopisał co otrzymuję oraz skreślił parę słów dając mi chwilę czasu na odpisanie. Korzystając z okazji na bibułce napisałem parę słów oraz prośbę o przysłanie mi grafitu do pisania gdyż ołówków nam nie wolno było mieć, oraz żyletkę do golenia. Bibułkę wsunąłem w szew bielizny, a na kartce którą mnie wręczył strażnik napisałem pokwitowanie odbioru i podziękowanie oraz ołówek i naczynie po ciepłej strawie tak, że jak przyszedł strażnik miałem już wszystko przygotowane wręczając mu. Po zamknięciu się drzwi po strażniku przystąpiłem do szczegółowego przeglądania otrzymanego prowiantu i rzeczy z domu szukając wiadomości. Nie omyliłem się. Kiedy kolega Staszek Pulka który siedział za Niemców na Łackiego, mieliśmy kontakt z nim tak i teraz w ten sam sposób moja rodzina nawiązała ze mną kontakt. Pierwsze zabrałem się do czosnku gdyż to była pewna i najlepsza skrytka, mało podejrzana. W każdym ząbku po wyciśnięciu kiełka była wsadzona karteczka z wiadomościami z domu. Ząbków takich było zazwyczaj dziesięć i każda karteczka była numerowana kolejnym numerem. Z niektórymi prowiantami chciałem się podzielić z sąsiadami, ale przez kran tylko można było częściowo podzielić, wtedy oznajmiły mnie że za muszlą klozetową w rogu jest niewielka dziura tak że papieros mógł przejść. Kiedy oglądnąłem ją i pomału udało mi się ją powiększyć do takiej wielkości jak jajko tak że cokolwiek można było przepchać. Ponadto odkryliśmy że wokół rury centralnego ogrzewania jest szczelina, że można było rozmawiać nie myśląc że ktoś podsłucha a poza tym nauczyliśmy się alfabetem więziennym który jest 5/5 rozmawiać przez wystukiwanie. Z tej celi byłem jeszcze parę razy wzywany do śledczego, i ciągle jakieś nowe sprawy jak również z nowymi osobami, ale zawsze wychodziłem z głową podniesioną do góry chodź zbity i zmaltretowany. Przesłuchania zazwyczaj odbywały się nocą. Pamiętam jak jednej nocy, a zwłaszcza przed północą kiedy już tylko drzemałem usłyszałem że którąś z sąsiadek zabrali tylko nie wiedziałem którą, a tylko drzwi za nią się zamknęły usłyszałem pukanie do ściany mówiącym alfabetem to natychmiast wiedziałem że zabrano Irenę Ste/Słebnicką?. Z przesłuchania wróciła dopiero na drugi ranek to jest po około 3 godzinach zbita i zmaltretowana. Paczki otrzymywałem ja raz w tygodniu regularnie i w każdej paczce wiadomości o rodzinie. W jednej paczce przy szukaniu kartek z domu nie znalazłem jednej kartki z środkowych numerów i byłem bardzo zaniepokojony co się mogło z nią stać. Za dwa dni wyjaśniło się kiedy w nocy wezwał mnie śledczy i zaczął mówić że znalazł w paczce karteczkę z domu w której piszą żebym się nie bał, wszystka broń pochowana i wymienił mi kilka nazwisk którzy również są ukryci bezpiecznie, a następnie zaczął zadawać pytania – co to są za ludzie, skąd ich znam i jakie stanowiska zajmowali w organizacji i wiele innych pytań. Była to taktyka ich postępowania, widząc że ja do niczego nie chcę się przyznać - gdyż wiedziałem że coś takiego rodzice nie mogli napisać i że to były fikcyjne nazwiska wezwał NKWDzistów do pomocy. Ci położyli mnie na podłogę i jeden stanął mi na jedną rękę, drugi na drugą a dwaj drudzy na nogi natomiast sam wziął okrągłą nogę od krzesła i zaczął mnie okładać gdzie tylko popadło. Z małymi przerwami na zmiany. Widząc że nie chcę się do niczego przyznać okładano mnie do rana. Nad ranem kazano mi podpisać zeznania i mało się nie zgodziłem gdyż ja nic nie zeznawałem i nie widziałem co tam było napisane, dali mi spokój a wezwany strażnik odprowadził mnie do swojej celi. W celi nie wiedziałem co z sobą zrobić, czy to leżeć czy to stać. Jak się popatrzyłem na ciało to zauważyłem, że było całe w siniakach i czarne. Wziąłem ręcznik, namoczyłem wodą i robiłem okłady nie bardzo przyznając się sąsiadkom, żeby nie wzbudzić w nich wielkiego żalu. To znalezienie grypsu wstrzymało mnie otrzymywanie paczek przez okres 2 tygodni, a później znów zacząłem otrzymywać paczki, ale już podrobiony niektóry prowiant, a grypsy z domu dalej szły i nie znachodzili. To był tylko jeden wyjątek, że wyleciał gryps gdyż nie mogli się domyślić że w rosnących czosnku może być ukryty gryps. Z otrzymywanych paczek trochę nazbierałem suchego chleba w celu zabezpieczeniu sobie pożywienia na ciężkie czasy. Kiedy będę znów musiał żyć tylko o skromnej pajdzie chleba i państwowej Bałanidzie. Na celi byłem jak wspomniałem sam to jednak miałem wspólników do chleba. Nocami kiedy spałem rozpoczynał się bal. Szczury wyczuły mój chleb i zaczęły odwiedzać mnie. Kiedy spałem na podłodze wyłazili na mnie, a następnie na kaloryfer, a z kaloryfera na parapet okienny gdzie miałem chleb. Początkowo było bardzo nieprzyjemnie a potem i do nich przyzwyczaiłem się.
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 20/30 - need recharge?)