Aragrax...
-Podejdź, nie lękaj się- słowa rozbrzmiały w mojej głowie... Smok łypał na mnie lewym okiem, prawe wciąż trzymając zamknięte i szczerzył się, ukazując paszczę w której brakowało jednego kła.
Podszedłem, choć widok był mrożący krew w żyłach... Uśmiechający się potwór...
-Nie jesteś wraz z Sokolim Okiem?- spytałem nie wiedząc o czym mam rozmawiać z wielkim gadem.
-Nie jestem niewolnikiem. Poza tym Tomazino potrafi poradzić sobie doskonale w pojedynkę- jego głos znów zabrzmiał wprost w mojej głowie, podczas gdy smok zachowywał kompletną ciszę, przypatrując mi się świdrująco.
-Jak to robisz, to znaczy, jak mogę cię słyszeć skoro nie wydajesz żadnych dźwięków eee... tym no... paszczą?- spytałem.
-Tania sztuczka i setki lat praktyki- odparł.
Nastała kompletna cisza.
-Widzę że czujesz się przy mnie nieswojo. Pytaj o co tylko zechcesz. Przecież cie nie zjem... Przynajmniej na razie.- znów się wyszczerzył w groteskowym uśmiechu, ukazując ogromne zębiska.
Po jednej strone brakowało mu kła, a ten po drugiej był bielszy nawet od samego gada.
-Dlaczego wciąż spoglądasz na mnie jednym okiem?- zapytałem szczerze zaciekawiony.
-Widzisz, kiedyś zaistniał pewiem incydent, który doprowadził do tego, że Tomazino oddał mi swoje prawe oko. Zyskał dzięki temu wgląd w to co ja widzę. Powiedzmy że, czasem lubię mieć trochę prywatności. Zamykając oko nie daję mu spoglądać na to co robię. Jeżeli chcesz znać szczegóły, zapytaj jego...- przesłał mi w myślach.
-A co stało się z twoim kłem?- czułem się głupio zadając tak trywialne pytania...
-Tutaj sprawa jest skomplikowana.- odparł przestając się "uśmiechać" i odwracając łeb. -Z moich kłów wykonano sztylety. Jeden biały, drugi czarny. Każdy odzwierciedla aspekt mojej natury. Następnie zaklęto mnie w sokoła by jeszcze bardziej mnie upokorzyć. Mogę na stałe odzyskać swoją pierwotną formę, tylko jeśli oba kły zostaną mi zwrócone. Na szczegóły nie mam ochoty.- odparł i zaczerpnął łyk z jeziora.
Przypomniałem sobie dwa sztylety które łucznik wyciągnął podczas bitwy ze śmieciakami. Jeden biały drugi czarny.
-Czy to Tomazino ci to uczynił?- zapytałem niepewnie.
-Powiedzmy że on mi pomógł, jednakże dzierży teraz moc w swoich rękach. Jak widzisz biały kieł został mi zwrócony. Pozostał czarny, lecz konsekwencje jego zwrotu mogą być zabójcze dla otoczenia- odparł szczerząc się złowieszczo- Dopiero po oddaniu mi obu, odzyskam swoją prawdziwą naturę i formę, która jest wypadkową dwóch przeciwstawieństw. Znowóż, jeśli chcesz poznać więcej szczegółów, pytaj tego który dzierży teraz czarny sztylet.-
Chociaż poznałem tylko ogólniki, to i tak mi wiele wyjaśniło.
-Czas mojej transformacji dobiega końca, a chciał bym się jeszcze nacieszyć pod tą postacią.- rzekł Aragrax -Widzisz te rękawice, o tam?- zapytał wskazując na nie szponem na krańcu skrzydła.
-Taaaak... Czy to ty zrzuciłeś mi je na głowę?-spytałem.
-Powiedzmy że miałem w tym udział. Jednakże to one o tym zadecydowały- odparł.
-Rękawice zadecydowały? Jakim cudem? Powiedz po prostu, że zrzuciłeś mi je wprost na głowę ot tak, da hecy...- powiedziałem lekko poirytowany, masując solidny siniak na swojej głowie.
-Ha... Widzisz i tu sprawa jest bardziej skomplikowana niż ci się wydaje. Wszystkiego dowiesz się z czasem.- przesłał mi w myślach -Idź, weź je. Na mnie już czas. Chce skosztować radości bycia sobą póki jeszcze mogę.- powiedział wychodząc z jeziora.
Odwróciłem się w stronę rękawic.
-Jak mam je podnieść, skoro ważą chyba tyle co koń?- zapytałem.
Usłyszałem trzepot skrzydeł i prawie się przewróciłem od podmuchu wiatru. Odwróciłem się. Smok był już wysoko na niebie lecąc w sobie wiadomym kierunku.
Zostałem tylko ja i nieziemsko ciężkie rękawice...