O kłamstwie
Młodość
Należę do pokolenia Y i zostałem wychowany w przeświadczeniu o własnej wyjątkowości i indywidualności. "Może zostać kim tylko zechcesz i robić to na co masz ochotę" to motto mojego pokolenia, które przebijało się do mojej podświadomości z telewizji, internetu, reklam i od rodziców. Oczywiście bezgranicznie w nie uwierzyłem, bo czemu nie? Jestem przecież wolnym człowiekiem; mogę podróżować, mogę założyć własną firmę, mogę zostać multimilionerem. Mam duszę, nie chcę być robotem, który żyje tak jak żyli moi rodzice, z dnia na dzień.
Szkoła gimnazjalna i liceum to tylko przejściowy etap a jak pójdę na studia to będzie lepiej - wmawiałem sobie. Będę bardziej otwarty, nauczę się komunikować z ludźmi a samo otoczenie będzie bardziej przyjazne. Nowe środowisko to szansa na restart, pokazanie siebie w lepszym świetlne. No i wreszcie będę się uczył tego czego chce, a nie jakiś ogólnych pierdół które nawet w najmiejszym stopniu mnie nie interesują.
Zawód otoczeniem
Studia pierwsze, drugie, trzecie (te ostatnie akurat właśnie kończę) okazały się jednak większą czy mniejszą porażką i stratą czasu. Skostniały nieefektywny sposób nauczania, przekazywanie zdezaktualizowanej wiedzy, nauczanie pierdół, arogancja i niechęć wykładowców do studentów, to wszystko to tylko wierzchołek góry lodowej. Studia tak jak szkoła licealna czy gimnazjum nie zachęcały do kreatywności, myślenia out of the box, wręcz przeciwnie do ich ukończenia wymagana jest duża odporność psychiczna na frustrację oraz skłonność do akceptowania absurdów. Później przeczytałem ciekawy artykuł o hipotezie jakoby celem edukacji (wyższej) było bardziej sygnalizowanie odpowiednich cech absolwenta dla pracodawcy niż wyrobienie u niego jakiś szczególnych kompetencji. To wydaje się mieć sens.
Pomiędzy studiami miałem okresy bezrobocia i byłem "wolny", ale co mi po tej wolności skoro nie miałem pieniędzy by realizować swoje marzenia? Nie znałem odpowiednich ludzi. Brakowało mi umiejętności i wiedzy, a nikt nie chciał mi pomóc. Byłem sam w przysłowiowej dupie. Podejmowałem się różnych prac dorywczych, lepszych i gorszych, ale ciężar i sposób życia normalnego polaka bez perspektyw mnie przygniatał, więc uciekałem od problemów w rozrywkę siedząc na bezrobociu.
Zawód sobą
Miałem nadzieję, że uda mi się zmienić, stać się lepszą wersją siebie. Nie udało mi się. Nie nauczyłem się lepiej komunikować z innymi, nie stałem się bardziej pewny siebie. Tkwiłem w swojej narcystycznej bańce, przekonany o swojej wyższości nad innymi, wyższej inteligencji i większej świadomości. Obiektywnie byłem jednak średnio inteligentnym nieudacznikiem bez znajomych który nie potrafi nawet składnie się wysłowić. Próby zmian okazały się bezowocne.
Rozpacz
Od ponad pół roku bezrobotny, po kolejnych nieudanych studiach, czułem, że powoli zbliżam się dna, że jedyne wyjście to samobójstwo, ale jak pojawiły się problemy zdrowotne i strach o życie to zrozumiałem, że jednak nie chcę umierać. Może to głupie, ale ten moment sprawił, że odbiłem się od dna tkwiąc dalej w rozpaczy. Stałem się bardziej pewny siebie, ale tylko dlatego, że już naprawdę przestało mi zależeć na tym by dobrze wypaść, dzięki rozpaczy kończę studia i pracuje nieźle zarabiając. Dzięki rozpaczy piszę ten wpis mimo że stawia mnie w negatywnym świetle i można mnie łatwo zidentyfikować. Mogą to przeczytać moi współpracownicy i koledzy ze studiów może przez to nie dostanę awansu czy podwyżki, może jakaś dziewczyna mnie wygoogluje i to przeczyta i mnie przez to odrzuci. Kto wie. Mam to jednak w dupie. Nie dlatego, że jestem taki wyluzowany a dlatego, że czuję się tak odcięty od świata i od innych ludzi, że przestałem na to zwracać uwagę. Wątpię jednak by chociażby jeden z tych czarnych scenariuszy się spełnił - każdy jest za bardzo zapatrzony w siebie, w swoje problemy by przejmować się innymi ludźmi.
Ekonomia kłamstwa
Mimo wszystko jestem dalej naiwnym człowiekiem. Wynająłem mieszkanie w Warszawie wierząc w przyzwoitość najemcy a dostałem zapluskwione lokum z nieprzyjemnymi współlokatorami. To była moja kolejna nieudana próba wyjścia na prostą. Byłem bezdomny przez jeden dzień bo nie chciałem zapluskwić koleżance mieszkania, i byłem zbyt dumny by poprosić o pomoc swojego szefa więc się zwolniłem i wróciłem do domu.
Cynizm cechuje wszystkich czy to kolejnego pracodawcę który mnie okłamał na rozmowie, czy mnie, kłamiącego albo przeinaczającego fakty na rozmowie o pracę. Cynizm cechuje pary które na fejsbuku wrzucają swoje szczęśliwe zdjęcia choć wewnętrznie przeżywają kryzys, grube bądź brzydkie dziewczyny, które ukrywają swoje defekty na Tinderze, czy facetów, którzy są tak naprawdę słabi i przerażeni ale udają, że są pewni siebie bo wtedy są wydają się być bardziej atrakcyjni. Kłamią wszyscy od zwyczajnych ludzi po multimilionerów pokroju Steva Jobsa czy Billa Getsa.
Kłamią sprzedawcy marzeń obiecując ludziom, że jeśli kupią ich książkę bądź kurs to ich życie ulegnie zmianie. Nikt nie mówi nastolatkom, że 99% z nich będzie przeciętna i będzie wykonywać zwykłą, nudną pracę, czasami satysfakcjonującą a czasami frustrującą, ale będą robić to czego potrzebują inni ludzie a nie to czego oni pragną. Młodzi kończą bezużyteczne studia, zdobywają bezużyteczne umiejętności, starają się przekuć bezużyteczne w hobby w pracę i zawodzą raz po raz. I czują się oszukani i mają do tego prawo bo wszyscy ich przez całe życie okłamywali. Pisząc te słowa czuję ulgę.
Kolejni
Biorąc pod uwagę fakt, że kolejne pokolenia są jeszcze bardziej narcystyczne i odrealnione a przy tym naiwne niż my byliśmy, rosnący wskaźnik samobójstw i depresji nie dziwi. Napędzamy się wzajemną pętlą kłamstw i wygórowanych, nierealistycznych oczekiwań.
Bardzo dobrze napisane lepiej bym tego nie ujął .. ludzie żyją w ułudzie że obecny system jest pełen możliwości a tak naprawdę nie dostrzegają ze żyją w świecie niewolnictwa doskonałego w którym przeciętny niewolnik nawet nie wie że jest niewolnikiem ponieważ otumaniony tanimi gadżetami wspaniałościami" konsumpcjonizmu oraz wpajana od młodości ideologią sukcesu, sądzi że naprawdę ma jakieś uczciwe szanse i jeśli tylko mocno będzie się starał to mu się uda ;]
Pokolenie Y na zachodzie było wyjątkowo wydymane przez społeczeństwo. Wychowywani przez baby boomers i Gen X w okresie prosperity nie byli przygotowani na to co się stało po roku 2000 gdy powoli zaczęli wchodzić na rynek pracy. Najpierw pękła bańka dot kom, później w 2007 roku pękła bańka hipoteczna ludzie pokończyli dobre studia (zadłużając się) i nie mogli znaleźć pracy, musieli łapać się dorywczych prac i mieszkać z rodzicami, a jak już znajdowali coś dobrego to czekały ich 50-60 godzinny tydzień pracy. Często mówi się, że nasze pokolenie żyje teraźniejszością - inaczej się nie da biorąc pod uwagę niestabilność rynku pracy. Gdyby nasze pokolenie było zahartowane i przygotowane mentalnie na suche lata to nie byłoby tak źle, ale niestety okazała się lipa.
W polsce nie jest jednak tak fatalnie jak na zachodzie (chodzi o poziom realnego zubożenia społeczeństwa, my do biedy jesteśmy przyzwyczajeni) , chociaż lata 90 to był u nas okres bardzo szybkiego rozwoju, który w latach po 2000 mocno wyhamował. Gdybym nie miał szczęścia i nie wskoczył do pociągu IT to byłaby duża lipa i mógłbym zapomnieć o godziwym życiu w tym kraju.
U nas bieda doprowadziła do tego że wciąż żyle wielu kombinatorów w dobrym i złym tego słowa znaczeniu.. oczywiście jedni są tym co jest solą w oku gospodarki jednak ogólnie polak wciąż szuka nowych rozwiązań i jest zaradny. Dlatego na zachodzie szybko wskakujemy na wyższe stanowiska i potrafimy podporządkować sobie sytuację.
Jednak wydaje mi się że o ile Polacy są zaradni to kraj jest tez jednym z najbardziej skorumpowanych i zależnych przez co absurd goni absurd i dlatego ciężko tu żyć.
https://www.theguardian.com/commentisfree/2014/oct/17/generation-y-didnt-go-crazy-in-a-vacuum-how-can-we-enjoy-life-when-our-future-is-so-uncertain
I know what you feel bro