Autorytety...
Kiedyś doszedłem do wniosku, że powszechny dostęp do każdej informacji na ich temat, doprowadził do ich upadku.
Na każdą światłą myśl, przypada podła kontrmyśl, złe słowo lub potwarz i bilans wychodzi na zero.
Nie ma ludzi idealnych, jesteśmy przecież tylko ludźmi i każdy z "nobliwych" ... jest dziś prześwietlony i ośmieszony. Często przez samego siebie.
Osobiście wolę wypróbowanego żywego człowieka z bliskiego otoczenia, z którym mogę pogadać i liczyć na wsparcie w trudnej chwili.
P.S. Jestem z pokolenia, w którym każdy był swoim osobistym trenerem. :)
Myślałem nad tym co napisałeś i rzeczywiście łatwo jest 'stracić twarz'. Z drugiej strony, rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że błąd leży w ludzkiej naturze.
Poza tym, niekoniecznie musimy utożsamiać autorytet z jakąś ogólną 'ogładą'. Jeśli patrzyć nań z perspektywy specjalizacji w jakiejś dziedzinie życia, to wtedy bez sensu wynajdywać koło na nowo.
Porównuję z dawnymi czasami, gdy autorytety były "spiżowe", poza zasięgiem śmiertelnika.
Media nie miały takiego zasięgu, a "autorytety" nie miały dostępu do twittera i face.
To co produkowały dajmy na to literacko, przechodziło przez filtry kolejnych stopni wydawniczego procesu.
Dziś można chlapać na prawo i lewo bez zastanowienia... I okazuje się, że król jest goły.
Autorytet w znaczeniu - specjalista w jakiejś dziedzinie.Pewnie tak.
Miałem raczej w swojej wypowiedzi na myśli guru, osoby, które miały charyzmę, "receptę na życie", monopol na prawdę. Które były inspiracją dla postępowania wielu ludzi.
Vide - > Pilecki, Dalajlama, Kolbe.
Wiem, po prostu chciałem niejako 'dopełnić' treści
Trafna obserwacja, z jednej strony dostęp jest ułatwiony, z drugiej łatwo pokazać swoją prawdziwą twarz. Chyba właśnie dlatego mówi się, że czasem lepiej pewne rzeczy przemilczeć.