Zawsze warto być człowiekiem
Temat ten jest dla mnie bardzo, bardzo emocjonalny. Jak to piszę to się trzęsę, serio...
"Nikt nie chciał pomóc Bobkowi, został przeznaczony na zabawkę dla dziecka..."
Rozumiecie coś z tego? Bo ja nie... Wy nie rozumiecie, bo wkleiłam jedno zdanie, a ja nie rozumiem, mimo, że dokonałam dość głębokiego riserczu na temat Bobka (imię zmienione).
Jedyne co wiem na temat Bobka to, to, że jest on psem. Nie szczeniak... brzydki, zapchlony kundel za pewne z jakimiś lękami... na tyle brzydki, że w ogłoszeniu o Bobku nie było nawet jego zdjęcia, było losowe zdjęcie słodkiego szczeniaczka w koszyczku - z neta.
Bobek błąkał się po jakiejś wsi lub mieście - nie było uściślone... i w końcu spotkał człowieka o dobrym sercu. Człowiek o dobrym sercu zabrał Bobka z ulicy, dokarmił go, zabrał do weterynarza i wystawił ogłoszenie, że ma u siebie pieska, którego musi z pewnych przyczyn oddać. Zadbał o jego podstawowe potrzeby, zabezpieczył go, ale wie, że nie może go zachować. Jego ogłoszeniem zainteresował się zwierzolub, który już od jakiegoś czasu działa w organizowaniu pomocy psiakom.
Jako, że prawdziwy Bobek nie wyglądał jak szczeniak na zdjęciu w ogłoszeniu to i chętnych na przygarnięcie go było mało.
Zgłosiła się jedna rodzina. Tylko jedna. W dodatku najgorsza jaka tylko mogła... rodzina z małym dzieckiem!
Adopcje psiaka przedłużano i przedłużano i mimo, że byli na nią chętni, a pan, który opiekował się psiakiem jak najszybciej musiał się go pozbyć.
Rodzina z dzieckiem pozytywnie przeszła wizytę przedadopcyjną i po przeczekaniu tego czasu gdy zwierzoluby wciąż bezskutecznie ogłaszały Bobka w końcu dostała psiaka.
Z jednej strony wygląda na happy end, z drugiej jednak... na stronie zwierzolubów pojawił się właśnie ten cytat, którym zaczęłam historię.
"Nikt nie chciał pomóc Bobkowi, został przeznaczony na zabawkę dla dziecka..."
Gdy tylko dotarłam do wszystkich szczegółów na temat Bobka - tych, które tu wypisałam zawrzało we mnie. Byłam mega zdenerwowana i ledwie powstrzymałam się od komentarza...
A to co mnie powstrzymało, to fakt, że mam swoją rodzinę i swojego przygarniętego kundla. I wiem, że gdybym podpadła "wpływowemu" zwierzolubowi, a ten dowiedział by się, że w domu poza psem mam dzieci to mógł by zrobić dużo by psa mi zabrano.
Brzmi to abstrakcyjnie, nieprawdopodobnie, ale właśnie tak jest...
Psa do swojego domu poszukiwałam bardzo długo. Nie chciałam rasowego, nie miałam wybranego typu urody, nie chciałam takiego co miał pięknego tatę i mamę. Chciałam bezdomnego psiaka, który potrzebuje domu, bo mój dom potrzebował psiaka.
Dlaczego więc tak długo nie znalazłam psiaka? Nie miałam wygórowanych oczekiwań przecież. Ano dlatego, że dla niektórych zwierzolubów gorszym nieszczęściem dla zwierzaka jest dom z dzieckiem niż bezdomność.
Wiecie jak było mi przykro gdy dzwoniłam po psiaki, panie dowiadując się o dzieciach mówiły, że mają kilka rodzin i z nich wybiorą lub w ogóle rozłączały się bez słowa jak ostatnie chamy, tylko po to by później na stronie napisać "Nikt nie chce Srajdka, Srajdek umrze z samotności...:(:(:(:(:(:(:("
JA CHCIAŁAM SRAJDKA!! Byłam gotowa chodzić z nim do weterynarza, bo miał problemy zdrowotne, byłam gotowa na pogryzione przedmioty i meble, byłam gotowa na to, że nasika mi na podłogę... A oni pisali, że nikt go nie chce...
Rozumiem, że w domu gdzie są dzieci zawsze jest ryzyko, że zwierzak z dzieckiem się nie dogada... Ale jak do jasnej cholery można pisać o jedynej rodzinie, która chce zaopiekować się psiakiem, że rodzina ta przeznacza go jako zabawkę dla dziecka?! Nie ma żadnych przesłanek by to wnioskować... a jeżeli były to czemu pies został wydany do tego domu?!
Spora część zwierzolubów nienawidzi dzieci, a ja też jestem zwierzolubem... wiecie jakie to dziwne uczucie?
Dziś o pomoc poprosiła mnie moja kuzynka. I to właśnie jej historia tak na prawdę byłą motywacją by napisać ten post. Zapraszam do zapoznania się z niesamowicie kuriozalną historią mojej kuzynki ...
Moja kuzynka ma męża, córkę, psa, którego dostała w prezencie z osiem lat temu oraz królika, którego kupiła, bo jej córka bardzo tego chciała. Układa im się różnie, jak w każdej rodzinie. Człowiek z człowiekiem się nie umie dogadać a co dopiero pies z królikiem, w dodatku gdy przy tym wszystkim jest mała dziewczynka.
Córka kuzynki na szczęście nie choruje często, jej pies kiedyś został bardzo dotkliwie pogryziony przez innego, a królik czasem bywa osowiały. Mimo ciągnących się problemów zdrowotnych z psem mojej kuzynki oraz nowych problemów z królikiem, który często zachowuje się dziwnie i mimo opieki nad małą córeczką i domem moja kuzynka dopina wszystko na tyle, by każdy był zadowolony.
Ostatnio dostałam od niej wiadomość, że jest w ciąży. Gdy rozmawiałyśmy o tym przyznała, że obawia się tego jak ogarnie całe to towarzystwo. Nic dziwnego, często boimy się tego czego nie znamy. A nowy ludzki członek rodziny to nie jest błahostka.
Jakiś czas później gdy dowiedziałam się o ciąży kuzynka w drodze z Polski do kraju gdzie mieszka przygarnęła kotka. Śmiałyśmy się nawet, że taka mini Arka Noego zrobiła się z jej auta gdy do kompletu psa i królika dołączyła kota... ale co mogła innego zrobić? Gdy jechali ruchliwą ulicą i napotkali małą przerażoną kuleczkę, powinni ją ominąć?
Zabrali kotka, droga przebiegła spokojnie, wciąż spał. Bała się, że jest chory. Piekło zaczęło się dopiero w domu.
Pies z królikiem dogadywał się bardzo dobrze, mała córa dołączała do zwierzaków i razem świetnie bawili się w trójkę, ganiali się, wskakiwali na siebie, razem zasypiali.
Gdy do psa i królika dołączył kot nikt nie był zadowolony. Dziecko podrapane, pies i królik pogryziony i podrapany przez kota, królik w ogóle przerażony, pies zrobił się agresywny.
Kuzynka próbował to przeczekać, ogarnąć. Czas mija i mija, a w domu jest coraz gorzej... Do tego nowa dzidzia w drodze. Była nadzieja, że w Niemczech ktoś kota weźmie, niestety nadzieja umarła, a kuzynka została w potrzasku.
Ona dba o wszystkie swoje zwierzaki, ale wie, że tak dłużej nie może być. Kota nie wzięła ze względu na swoje widzimisię, tylko zabezpieczyła go by nie zginął pod kołami samochodu.
Gdy zgłosiła się do mnie o pomoc zaproponowałam jej by wyszukała zwierzolubne grupy na fejsbuku i tam wystawiła ogłoszenie. Zupełnie zapomniałam o tym jakie jest to środowisko...
Moja kuzynka została zwyzywana od najgorszych, uratowała kociaka i dalej o niego dba a została potraktowana jak potwór. Wiele bardzo złych słów padło w kierunku jej pięcioletniej córki, która z tym wszystkim nie ma nic wspólnego.
Poza bardzo wulgarnymi komentarzami pod ogłoszeniem mojej kuzynki, dostała ona również wiadomości prywatne, głównie groźby...
... Czy warto było brać kota z ulicy??
Pytanie oczywiście retoryczne...
I wcale nie dziwi fakt jak często ludzie przechodzą obojętnie...
Lub jak często po cichu pozbywają się zwierząt, tylko dlatego, że boją się linczu, bo są za słabi by go znieść...
Dlatego właśnie wolę zwierzęta...
Dziś moja pierwsza notka bez żadnego zdjęcia.
Ale za to z muzyką...
Interpretujcie jak chcecie...
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 0/15 - need recharge?)
Dziękuję;)
Mi się wydaje, że niektórzy ludzie zawsze znajdą pretekst by się trochę na kimś powyżywać.
A propos kociaka - wszystkie nasze koty były z ulicy, albo przybłędy co to się pojawiły pod drzwiami pewnego dnia i zostały jak długo chciały. Kazdy zostal zawsze nakarmiony i miał gdzie spać.
To prawda. Być może są jacyś nieszczęśliwy, chcą się wyżyć, później dołącza reszta i tworzy się lincz na niewinnym, dobrym człowieku oraz co najgorsze nawet jego rodzinie. A takie zjawisko w świecie zwierzolubów niestety powoduje bardzo złą sytuację dla zwierząt, bo czy osoba, której już raz grożono gdy poszukiwała pomocy dla zwierzaka, będzie miała na tyle odwagi by zrobić to drugi raz gdy nadarzy się taka potrzeba?
Na takie sytuacje na stronach zwierzolubów bardzo często narzekają ludzie, niestety wszystkie te narzekania bardzo szybko znikają, tak samo jak jak i osoby, które znalazły w sobie na tyle odwagi by powiedzieć jak jest.
Znajdziorki są najlepsze. A choć jedna miska jedzenia i choć jedna noc w ciepłym miejscu jest dla takiego kociaka dużo więcej warta niż wojny zwierzolubów z takimi ludźmi jak my. Lecz jak by przyznać na takiej stronie, że koty "zostały jak długo chciały" czyli miały możliwość odejść... stajesz się mordercą...
U nas koty zawsze chodzily gdzie chcialy. Jak komus sie to nie podoba to niech mnie pocaluje wiesz gdzie :) Wiele znajdziorkow (fajna nazwa) zostawala z nami przez wiele lat i byly bardzo przywiazane.
A jak ci od narzekania maja lepszy pomysl by pomoc to prosze bardzo. Choc pewnie tego nie zrobia, a innych beda sie czepiac.
To co opisałaś wygląda tak jak było u mnie na podwórku. Moja babcia i moja starsza kuzynka często bardzo bogato gościły bezdomne kotki. Niektóre koty zostawały na dłużej i wtedy nazywaliśmy je "znajdami" i "znajdziorkami", bo zawsze były znalezione gdzieś w ogrodzie lub przy garażu.
Zgadzam się całkowicie z Twoim komentarzem, z jego końcówką najbardziej.
Jeżeli ktoś ma ochotę lub potrzebę to pomaga, każdy na tyle na ile chce i potrafi... A ci co najbardziej krytykują, najczęściej nawet nie mieli w swoim domu bezdomnego, zabiedzonego zwierzaka, znają to tylko z historii.
Congratulations @julietlucy! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!