Pjongczang po polsku - pożegnanie

in #polish7 years ago (edited)

Igrzyska, igrzyska – i po igrzyskach. Przez ostatnie dwa tygodnie emocjonowaliśmy się (a przynajmniej próbowaliśmy, bo różnica czasu skutecznie komplikowała śledzenie zmagań) rywalizacją najlepszych zimowych sportowców świata. O wydarzeniach, które najbardziej zapadły mi w pamięć i wywołały najwięcej emocji napiszę w kolejnym tekście, dziś pragnąłbym się skupić na ocenie startu naszych reprezentantów. Postaram się to zrobić obiektywnie, choć wiadomo, w pełni subiektywizmu się nie pozbędę... Ale do rzeczy. Wysłaliśmy do Pjongczangu 62 sportowców i była to, zdaje się, nasza najliczniejsza reprezentacja w historii zimowych igrzysk. Niektórzy oczekiwali równie udanego występu, jak w Soczi, jednak był to, moim zdaniem, nadmierny i nierealistyczny optymizm. Sam liczyłem na minimum 3 medale – w skokach narciarskich, natomiast wszystko ponad to, co by się trafiło w innych dyscyplinach uznałbym za naprawdę miłą niespodziankę. Jak było – widzieliśmy, do oczekiwanego minimum zabrakło prawdopodobnie lepszej pogody przy konkursie na normalnej skoczni... mimo wszystko lekki niedosyt pozostał, ale taki jest sport, a rywale też przecież sroce spod ogona nie wypadli.

Zastanawiałem się, czy opracowanie podzielić pod względem dyscyplin, czy indywidualnie, według poziomu zadowolenia. I chyba jednak się zdecyduję na tę drugą opcję. A zatem:

Igrzyska znakomite

Niestety nie mieliśmy żadnego sportowca, który dałby nam tę wielką niespodziewaną radość, najcenniejszą, bo nieoczekiwaną.

Igrzyska powyżej oczekiwań

Maryna Gąsienica-Daniel – nasza narciarka spisuje się w tym sezonie całkiem przyzwoicie i jej występy pozwalały oczekiwać równie udanego startu w igrzyskach. I tak się stało. Maryna wystartowała w czterech konkurencjach, we wszystkich znalazła się w czołowej trzydziestce, która wyznacza granicę przyzwoitości dla polskich zawodników. W zjeździe ukończyła na miejscu 24 (z 39), w supergigancie 26 (z 45), w slalomie gigancie – 27 (na 82). Do tego bardzo przyzwoicie poradziła sobie z kombinacją alpejską. Prawda, obsada nie była bardzo liczna (tylko 32 zawodniczki), jednak Maryna ukończyła i zjazd, i slalom, zajmując ostatecznie miejsce 16. Uwzględniając aktualne możliwości naszych narciarzy alpejskich, z występu Maryny należy być zadowolonym.

Stefan Hula – gdyby nam ktoś dwa lata temu powiedział, że Stefanek zajmie 5 miejsce na igrzyskach, a i tak będziemy czuć niedosyt, chyba popukalibyśmy się w głowę. A tu – 5 miejsce na skoczni normalnej, 15 na dużej plus do tego solidny udział w brązowym medalu drużynowo. Oczywiście, gdyby inaczej wyglądał ten pierwszy konkurs, gdyby zdobył to 5 miejsce atakując z niższej pozycji – kto wie, czy nie dałbym go klasę wyżej. Tak... utrata tego 1 miejsca po pierwszej serii boli. Ale w tych warunkach jakie były, naprawdę trudno było o więcej. Zrobił więcej, niż byśmy oczekiwali jeszcze pół roku temu.

Grzegorz Kossakowski, Łukasz Miedzik, Arnold Zdebiak– z czwórką bobslejową na dobrym, najlepszym w sezonie, 13 miejscu. Dołączyłby do nich Mateusz Luty, gdyby nie gorszy występ w dwójce.

Aleksandra Król– startowała w slalomie gigancie na snowboardzie. W tym sezonie nie była wyżej niż na 21 miejscu, dlatego 11 miejsce na igrzyskach należy zdecydowanie uznać za sukces. Oczywiście, trudno było myśleć o czymś więcej, jednak cel został osiągnięty z nawiązką.

Oskar Kwiatkowski– 13 miejsce w snowboardowym slalomie równoległym. Do awansu do ćwierćfinałów zabrakło mu 0,1 sekundy, a rywal, z którym przegrał, zajął ostatecznie 4 miejsce. Zdecydowanie najlepszy wynik sezonu, a okoliczności odpadnięcia wstydu nie przynoszą. Oskar może być naprawdę zadowolony ze swojego występu.

Igrzyska na miarę możliwości, zgodnie z oczekiwaniami

Weronika Biela – podobnie jak Karolina Sztokfisz, nie przeszła rundy eliminacyjnej w snowboardowym slalomie gigancie. Wynik na miarę tegorocznych osiągnięć w pucharze świata – 24 miejsce.

Karolina Bosiek – młoda zawodniczka przyjechała przede wszystkim zdobywać doświadczenie. Wspomogła drużynę, więc 7 miejsce jest też po części jej zasługą. W biegu na 3000 metrów miejsce 16 (i tu nie umiem znaleźć tegorocznych wyników w PŚ), na 1500 – słabo, bo 29. Ale zrobiła, co do niej należało i liczę, że zdobyte doświadczenia zaprocentują.

Zbigniew Bródka – magia wspomnień robiła swoje, ale w Korei medal mógłby być osiągnięty raczej tylko cudem. Tegoroczne występy w pucharze świata sugerowały miejsce w okolicach 10. I 12 miejsce Zbigniewa nie odbiega od realnych oczekiwań. Chciałoby się więcej, ale nie było specjalnie podstaw dla takiego chciejstwa.

Dominik Bury– niestety, nasza męska ekipa biegaczy nie zbliża się nawet odrobinę do możliwości Justyny Kowalczyk. Dominik Bury spisał się najlepiej z nich. Przyzwoite 33 miejsce na 15 kilometrów, gorsze 52 w biegu łączonym 15+15, 13 miejsce w sztafecie sprinterskiej. Trudno było liczyć na więcej.

Kamil Bury – Kamil znalazł się w tej grupie dzięki sprintowi, w którym zajął 30 miejsce. Gdyby na tym poprzestał, byłby grupę wyżej – był to wynik zdecydowanie najlepszy w sezonie. Niestety, pobiegł też na 15 kilometrów. Uzyskane tam 78 miejsce powodem do chluby już nie jest.

Adam Cieślar– kombinacja norweska. 33 miejsce na dużej skoczni, 42 na normalnej, 9 w drużynie. Szału nie ma, ale w tym sezonie raczej lepiej nie bywało. Można uznać, że – na miarę możliwości. Warto pochwalić, że w drużynie zdecydowanie odnotował niewielką stratę na tle całej ekipy.

Natalia Czerwonka – nasza panczenistka spisywała się zupełnie dobrze – zajęła 9 miejsce na 1500 metrów, niewiele gorsza (12) była na dystansie 1 kilometra. Do tego 7 miejsce razem z drużyną. Może można było liczyć na pozycje o 2-3 miejsca wyższe, ale te osiągnięte też wcale nie są złe.

Martyna Galewicz– obiektywnie, wyniki marne. Oprócz sztafety (10 miejsce), 41 miejsce w biegu łączonym, 64 na 10 kilometrów. Jakby nie patrzeć – kiepsko. Tyle, że tegoroczne wyniki niczym nie sugerowały, że będzie lepiej. Zrobiła, co mogła, nie zawaliła, nie zaskoczyła in plus.

Grzegorz Guzik – drugi z naszych biathlonistów spisał się na miarę swoich możliwości (co wcale nie znaczy, że wyjątkowo dobrze!). 33 miejsce w biegu 20-kilometrowym należy uznać za wynik co najmniej przyzwoity, jednak pozostałe starty obniżają nieco ogólną notę. W sprincie z pewną dozą szczęścia (o 0,6 sekundy) wywalczył 59 miejsce, a co za tym idzie, kwalifikację do biegu pościgowego. W nim z kolei pomimo, niestety, fatalnego strzelania (6 pudeł na 20 strzałów), zdołał poprawić się nieco i zająć ostatecznie miejsce 56. Co do mieszanej sztafety, podobnie jak Nędza-Kubiniec. Odstawał od rywali i na swojej zmianie utracił kilka pozycji, ostatecznie dobiegając na miejscu 16. Ale przynajmniej nie daliśmy się zdublować.

Monika Hojnisz – dwa występy bardzo przyzwoite – 6 miejsce na 15 kilometrów oraz 15 miejsce w biegu ze startu wspólnego. Do tego zupełnie przyzwoity start w sztafecie, swoją zmianę ukończyła jako siódma. Niestety ten ładny obraz psuje występ w sprincie, ukończonym na dalekim, 45 miejscu (i nie poprawia go wiele bieg pościgowy, w którym wyprzedziła dwie rywalki). Wiem, że podobno na taką pogodę nie mamy dobrych smarów i były nasze zawodniczki bez szans, ale... Mimo wszystko.

Sylwia Jaśkowiec – jak na jej obecne możliwości, wyniki osiągnęła przyzwoite. 24 miejsce na 10 kilometrów, 30 w biegu łączonym, jedynie sprint mógłby być lepszy (37 miejsce). Plus dwie sztafety – sprinterska na miejscu 7, zwykła na 10. Szału nie ma, ale powodów do specjalnej krytyki – też nie.

Bartosz Konopko – odpadł w ćwierćfinale short-tracku na 500 metrów. W tym sezonie miewał zarówno wyniki lepsze, jak i znacznie gorsze. 17 miejsce nie jest dla niego powodem do wstydu, choć na pewno chciałby być kilka miejsc wyżej...

Justyna Kowalczyk – biorąc pod uwagę dawne wyniki Justyny, należałoby uznać, że katastrofa. Ale... wiek już nie ten, zdrowie nie to, siły też nie te. I biorąc pod uwagę to, oraz tegoroczne wyniki – liczenie na coś więcej byłoby liczeniem na cud. I tak nie było źle – 14 miejsce na 30 kilometrów (choć z potężną stratą), 17 w biegu łączonym, 22 w sprincie, tu pechowo, bo po kolizji. Plus drużynowo 7 w sprincie i 10 w sztafecie. Pomimo tego, co głoszą hejterzy, nawołujący Justynę do rezygnacji – cały czas jest najlepszą Polką, co świadczy jednakowo o jej klasie, jak i o słabości krajowych rywalek. A biorąc pod uwagę zasługi i osiągnięcia z przeszłości – niech biega tak długo, jak długo tylko będzie miała ochotę, ja jej złego słowa nie powiem.

Szczepan Kupczak – kombinacja norweska. 25 na dużej skoczni, 39 na normalnej, 9 w sztafecie. Indywidualnie na miarę oczekiwań. W sztafecie niestety najsłabszy z drużyny – gdyby był o te 15 sekund szybszy, miejsce w 8 było w zasięgu.

Maciej Kurowski– nasz saneczkarz zdobył indywidualnie 19 miejsce, co w pełni odpowiada jego aktualnym możliwościom. W sztafecie nasza drużyna zajęła miejsce 8, również obiektywnie nie najgorsze.

Mateusz Ligocki– 20 miejsce w snowboardowym crossie. Miejsce takie sobie, ale i tak najlepszy wynik w sezonie. Nie ma się czym chwalić, ale i do wstydu powodów nie ma.

Mateusz Luty– startował zarówno w bobslejowej dwójce, jak i w czwórce. W czwórce – wynik dobry, 13 miejsce i gdyby na tym się skończyło, byłby wyżej. Niestety, w dwójce miejsce 24, więc trafia do tej kategorii.

Natalia Maliszewska – 11 miejsce na 500 metrów w short-tracku. Jeden z najlepszych wyników w sezonie. Spisała się absolutnie w granicach szczytów swoich obecnych możliwości i zasługuje na pochwałę.

Ewelina Marcisz – wyniki przeciętne – oprócz sztafety (10 miejsce), 31 w biegu łączonym, 38 w sprincie, 42 na 10 kilometrów. Ale i w tym sezonie raczej lepsza nie bywała. Zrobiła, co mogła, a że mogła niewiele, to inna sprawa. Mimo wszystko krytykować nie będę. Ale chwalić też nie.

Wojciech Marusarz – nie wiadomo, jak oceniać. Na skoczni normalnej 47 miejsce, w miarę zgodne z możliwościami. Na dużej – zdjęty przez trenera, po 4 kilometrach, gdy był na 44 miejscu – dla oszczędzenia sił na sztafetę. I faktycznie, choć trochę odstawał, to nie był najgorszy w ekipie. Praktycznie wynik marny, ale obiektywnie nie można było liczyć na więcej.

Maciej Sochowicz– narobił nam trochę apetytu ślizgami treningowymi. Mimo to, 27 miejsce aż tak nie odbiega od innych tegorocznych występów, by można było go krytykować. Chociaż – za numer ze zgubioną maską może i by należało. Startując bez niej, co prawda zademonstrował ułańską fantazję, jednak ryzykował zdrowiem, a nawet może i życiem. Udało się i chwała mu za to, ale jednak nie radzę więcej zapominać środków ochronnych ;) W sztafecie 8 miejsce.

Paweł Słowiok – kombinacja norweska, 22 miejsce na skoczni normalnej, 29 na dużej. W miarę na poziomie tegorocznych występów. Plus całkiem niezły występ w sztafecie. Nie ma się powodu czepiać, choć z wielkimi pochwałami też bym się wstrzymał.

Zuzanna Smykała– startowała w snowboardowym crossie, zajmując 20 miejsce. I taki mniej więcej jest jej tegoroczny potencjał. Pojechała na miarę swoich możliwości.

Kamil Stoch – czemu zdobywca naszego jedynego złota tutaj? Cóż, dla lidera pucharu świata zdobycie jakiegokolwiek medalu było wręcz obowiązkiem, a w drużynie to właśnie w jego słabszym skoku można by się dopatrywać przyczyn utraty srebrnego medalu. Kamil na pewno nie zawiódł. Złoty medal na dużej skoczni to olbrzymi sukces, 4 miejsce na skoczni normalnej – nie jest też wynikiem złym, choć do upragnionego medalu jednak odrobinę zabrakło. Nie ma mowy o rozczarowaniu, ale nie ma też efektu wow, by uznać, że przekroczył – niemałe przecież – oczekiwania.

Karolina Sztokfisz – występowała w snowboardowym slalomie gigancie. 29 miejsce, odpadła po rundzie eliminacyjnej – jednak nic w tegorocznych występach nie wskazywało, że może awansować dalej.

Jan Szymański – pobiegł na miarę swoich tegorocznych możliwości, zajmując 16 miejsce w biegu łyżwiarskim na 1500 metrów.

Adrian Wielgat – start na 5000 metrów, łyżwiarz. 22 miejsce, bez żadnych przesłanek, że powinno być lepiej. Po prostu wystartował.

Kamila Żuk– młodziutka zawodniczka dostała szansę tylko w sztafecie mieszanej. Udało jej się nie zaliczyć żadnej karnej rundy, a choć straciła na swojej zmianie do rywalek około pół minuty, jednak z wyjściowego miejsca 6 dała radę przybiec 7. Jak na debiutantkę występ naprawdę niezły i można by się zastanawiać, czy gdyby trener dał jej szansę w żeńskiej sztafecie... czy nie mielibyśmy medalu? Wielka szkoda, że nie mogliśmy się przekonać!

Lekki niedosyt

Katarzyna Bachleda-Curuś– 17 miejsce na 3000 metrów jest wynikiem do przyjęcia. Jednak niedosyt pozostawia dystans o połowę krótszy – tu zajęła miejsce 13, a patrząc na tegoroczne wyniki, można było oczekiwać lokaty przynajmniej w pierwszej dziesiątce. Do tego z lekkim niedosytem start drużynowy na 7 miejscu.

Jakub Chmielewski, Wojciech Kowalewski – w tym sezonie naszej dwójce saneczkarskiej zdarzało się gościć w pierwszej dziesiątce pucharu świata. Dlatego trudno uznać 12 miejsce na igrzyskach za wynik satysfakcjonujący. Z drugiej strony, nie można go też uznać za kompromitację. Po prostu wynik niezły, ale jednak odrobinę poniżej możliwości. W sztafecie przyzwoite 8 miejsce.

Natalia Kaliszek, Maksym Spodyriew – nasza para łyżwiarska zajęła ostatecznie 14 miejsce. Na miarę swoich możliwości (choć w Grand Prix zdarzały im się wyższe lokaty). Chciałoby się więcej, ale na krytykę nie zasłużyli.

Sebastian Kłosiński– nasz panczenista wystartował jedynie w biegu na 1000 metrów. Choć można było oczekiwać miejsca bardziej w okolicach 10, trudno powiedzieć, żeby 17 lokata była powodem do rozczarowania w świetle tegorocznych wyników. Mogło być odrobinę lepiej, nie było jednak źle.

Maciej Kot – biorąc pod uwagę wyniki w próbie przedolimpijskiej rok temu – tragedia. Biorąc pod uwagę tegoroczne wyniki – i tak poniżej oczekiwań. Dwa dziewiętnaste miejsca na pewno nie zadowalają ambicji Maćka. Na osłodę pozostaje mu brązowy medal w drużynie.

Dawid Kubacki – wyniki na pewno poniżej oczekiwań, zwłaszcza samego zawodnika. O ile 10 miejsce na skoczni dużej można jeszcze uznać za wynik akceptowalny, o tyle rezultat na skoczni normalnej, miejsce 35 – to nie jest to, czego tygryski oczekiwały. Oczywiście – winy zawodnika w tym nie ma, został puszczony w fatalnych warunkach i nie miał nawet cienia szans zrobić lepszego wyniku, ale straconej szansy i tak szkoda. Na osłodę – naprawdę dobry wynik w drużynie i zasłużony medal.

Ewelina Kuls-Kusyk - 20 miejsce w saneczkarstwie kobiet. Miała w tym sezonie wyniki lepsze, ale też nie na tyle, żeby mówić o jakimś większym rozczarowaniu. Do wyższej grupy zabrakło tak 2-3 miejsc wyżej. Do tego w sztafecie 8, nie najgorsze, miejsce.

Magdalena Warakomska – short-track, startowała na trzech dystansach. O ile 12 miejsce na dystansie 1000 metrów należy uznać na wynik zupełnie zadowalający, o tyle 20 na 1500 oraz 28 na 500 metrów jednak stwarzają pewien niedosyt. Trudno mówić o jakimś wielkim rozczarowaniu, ale gdyby chociaż ten najkrótszy dystans poszedł lepiej...

Kaja Ziomek – młoda panczenistka, której głównym celem było zdobywanie doświadczeń. Może i nieśmiało można było liczyć na miejsce w 20, ale 25 lokata akurat dla niej nie jest powodem do jakiegoś wielkiego wstydu. Co najwyżej do zaciśnięcia zębów i dalszej mocnej pracy na treningach ;)

Luiza Złotkowska – niby w tym sezonie w pucharze świata startowała tylko ze startu wspólnego – i 9 miejsce na igrzyskach nie jest powodem do wstydu, nie jest nim też 7 miejsce w biegu drużynowym (choć tu można było oczekiwać odrobinę lepszego wyniku). Niestety biegi indywidualne ukończone z dużą stratą do mistrzyń – 14 miejsce na 3 kilometry i 17 na półtora kilometra. Nie powiem, że rozczarowanie, ale lekki niedosyt jest.

Start rozczarowujący

Magdalena Czyszczoń – w swoim biegu eliminacyjnym w łyżwiarstwie szybkim ze startu masowego zajęła przedostatnie miejsce, z dużą stratą do miejsca dającego awans. Jednak przynajmniej walczyła do końca i nie poddała się przed końcem.

Krystyna Guzik – najlepszym występem sztafeta. Z jednej strony pochwalić można, bo na swojej zmianie dobiegła jako liderka, i za to ukłony do ziemi, z drugiej – jak byłoby cudownie, gdyby nie 4 pudła i karna runda w pozycji leżącej? Gdyby jedno mniej... byłby medal niezależnie od występu Weroniki! Jednak prawdziwie rozczarowują dopiero występy indywidualne: o ile sprint był jeszcze na granicy przyzwoitości (28 miejsce), o tyle zawaliła bieg pościgowy (spadek na miejsce 36), zaś już całkowicie słabo wypadła w biegu dystansowym – 52 miejsce...

Magdalena Gwizdoń – weteranka ekipy biathlonowej na pewno nie zaliczy tego startu do udanych. Zacznijmy od pozytywów – bardzo udana zmiana w sztafecie żeńskiej, na której odrobiła do lidera 11 sekund. Bieg pościgowy był tylko pozornie dobry (odrobiła 7 miejsc!). Jednak wystarczy powiedzieć jedno. W biegach indywidualnych na 50 strzałów spudłowała 16. Z taką skutecznością nawet rewelacyjny biegacz nie dałby rady, a pani Magdalena takim rewelacyjnym biegaczem nie jest. 83 na 15 kilometrów, 56 w sprincie, 49 w pościgowym – nie o takich igrzyskach marzyła. No, jeszcze niezły występ w sztafecie mieszanej, gdzie na swojej zmianie przybiegła 7 – tu zawalili panowie.

Michał Kłusak – nasz reprezentant w narciarstwie alpejskim wywalczył sobie wyjazd po ciężkich bojach z Polskim Związkiem Narciarskim, który forsował kandydaturę innego Michała – Jasiczka. Ostatecznie dzięki rezygnacji kilku zawodników wyżej rozstawionych udało się nam otrzymać dodatkowe miejsce i PZN nie musiał z nikogo rezygnować. Czy jednak występy Kłusaka uzasadniały całe zamieszanie przed startem? Moim zdaniem nie. W zjeździe spisał się przeciętnie, dojeżdżając na miejscu 42 spośród 57 startujących, ze stratą ponad 5 sekund do zwycięzcy. Nawet biorąc poprawkę na to, że przegrywamy w wyścigu technologicznym, że mamy warunki do przygotowań, jakie mamy i budżety, jakie mamy – czułbym się zadowolony, gdyby ta strata wyniosła, powiedzmy sekund 3, może 3,5. I miejsce w okolicach 30. Byłoby ok. Niestety, pozostałe starty zakończyły się klapą. W supergigancie Kłusak wypadł z trasy na kilkanaście sekund przed metą (jechał na miejsce w okolicach 35 z 62, najprawdopodobniej – i to byłby w miarę satysfakcjonujący wynik), nie udało się także ukończyć kombinacji alpejskiej (akceptowalny zjazd – 46 miejsce i 3,40 straty do lidera został pogrzebany na stoku slalomowym). Tak więc ogólna nota, niestety, musi być niska.

Piotr Michalski– cóż tu powiedzieć. Nasz panczenista rokował na miejsca przynajmniej w pierwszej dwudziestce. Niestety – na 1000 metrów był 31, na połowę krótszym dystansie – 33. Rozczarowanie jak byk.

Andrzej Nędza-Kubiniec – wystartował w dwóch biegach indywidualnych i w sztafecie mieszanej. W sprincie na 10 kilometrów było w miarę znośnie, tylko dwa pudła i strata nieco ponad 2 minut do zwycięzcy (67 miejsce na 87), w biegu na 20 niestety fatalnie, 5 pudeł, ponad 7,5 minuty w plecy i miejsce 79 na 86. W sztafecie mieszanej początkowo nieźle, jednak ogólnie niskie tempo biegu sprawiło, że nie obronił przyzwoitego miejsca, z którego zaczynał. Choć było wiadomo, że nie można zbyt wiele oczekiwać, jednak mimo wszystko czuję się rozczarowany.

Konrad Niedźwiedzki – sądząc po tegorocznych wynikach, miejsce między 10 a 15 byłoby całkiem adekwatnym wynikiem. Niestety, na swoim koronnym dystansie 1500 metrów ostatecznie był 20. Do tego doszło 23 miejsce na jednym kilometrze. No jednak można było oczekiwać czegoś choć odrobinę lepszego.

Weronika Nowakowska-Ziemniak– nasza zawodniczka na tych igrzyskach miała ewidentnie problemy z psychiką. W biegu dystansowym było cudownie do 3 strzelania – strzelała bezbłędnie i ukończyła je na 4 miejscu. Na 4 strzelanie co prawda przybiegła już 7, ale gdyby zachowała zimną krew, miejsce 5 lub 6 na mecie byłoby wykonalne. Niestety. Dwa pudła na początek, dwie karne minuty... Nadzieje poszły się paść, 21 miejsce na mecie. W sprincie – nie był jej dzień. Dwa pudła nie były czynnikiem decydującym, źle przygotowane narty (nie winię tu zawodniczki, takie mamy możliwości) sprawiły, że nawet przy idealnym strzelaniu miejsce w 15 było poza zasięgiem. Skończyło się na 34. W biegu pościgowym udało się to poprawić, ale starczyło wyłącznie na miejsce 30. Po tych zawodach Weronika nie wytrzymała fali hejtu w internecie (tu podkreślam – hejtu w takiej postaci nie toleruję, choć na krytykę zasłużyła) i wdała się w polemikę z kibicami, mówiąc „w d... byliście, g... widzieliście”. Teoretycznie miała rację. Hejterzy przegięli. Tylko... lepiej było siedzieć cicho, odciąć się od tego. Nie reagować. Bo potem przyszła sztafeta. A w sztafecie zdarzył się cud. Weronika biegła jako ostatnia i ruszała na swój odcinek jako pierwsza. Z bezpieczną przewagą 30 sekund nad czwartym miejscem... Wiadomo było, że Białorusinki nas prześcigną. Ale... Weronikę zawiodły nerwy. Na pierwszym strzelaniu dwa dobierania, jeszcze było dobrze, jeszcze było trzecie miejsce. Na drugim – trzy dobierania. I niestety. Zamiast medalu, tylko siódme miejsce. Pewnie. Było wietrznie, była loteria na strzelnicy. Ale była i kolosalna szansa, jaka długo się nie powtórzy. Może gdyby nie kłótnie w internecie? Może gdyby spokojniejszy umysł? Wielka szkoda...

Maciej Staręga – w swoich najlepszych latach potrafił, zwłaszcza w sprincie, zajmować całkiem wysokie miejsca. Jednak nie tym razem. W sprincie 38, na 15 kilometrów 82. Do tego sztafeta sprinterska na miejscu 13. Wiem, że obiektywnie może trudno było o lepszy wynik, ale jednak marzyłoby się chociaż 30 i 50 miejsce ;)

Krzysztof Tylkowski– ponieważ w bobslejach startował tylko w dwójce, 24 miejsce nie stanowi żadnego powodu do satysfakcji.

Artur Waś – jeśli wziąć pod uwagę tegoroczne wyniki, były podstawy do marzeń o miejscu przynajmniej w pierwszej dziesiątce. Skończyło się trochę gorzej, bo na 13 lokacie. Oczekiwaliśmy jednak czegoś więcej.

Natalia Wojtuściszyn – w tym sezonie zdarzyło jej się już kilkukrotnie gościć w pierwszej dwudziestce pucharu świata. Dlatego 25 miejsce na igrzyskach jednak musi być rozczarowaniem zarówno dla zawodniczki, jak i dla kibiców.

Katastrofa

Michał Jasiczek – forowany przez PZN narciarz miał wystartować w dwóch konkurencjach – slalomie gigancie oraz slalomie. Kotek też miał. Do zmagań w pierwszej konkurencji Jasiczek po prostu nie przystąpił. Oczywiście, startując z osiemdziesiątym którymś numerem szans na dobre miejsce nie miał żadnych, jednak mógł przynajmniej przejechać trasę i zapoznać się z nią lepiej przed slalomem. Nie zrobił tego. Być może, miał po temu jakieś przyczyny. Ale wygląda to, jak wygląda. W slalomie początkowo zapowiadało się nieźle. Ukończył pierwszy przejazd na 30 miejscu i do drugiego wyruszał jako pierwszy, po idealnej trasie. Niestety nerwowa jazda przyniosła ze sobą błędy, a te – wypadnięcie z trasy w połowie przejazdu. Szkoda, bo czas, jaki miał w tamtym momencie wróżył miejsce w granicach 25, co byłoby już powodem do zadowolenia! Jednak – jeden brak startu, jedno wypadnięcie z trasy – niestety, pozytywnie ocenić się tego występu nie da.

Artur Nogal – ja bardzo przepraszam, i ja bardzo współczuję sportowcowi, który przygotowywał się cztery lata tylko po to, żeby w drugim kroku się potknąć, wywrócić jak długi i paść na samym starcie. I nie dziwię się, że wyrwało mu się to, co mu się wyrwało. Ale i tak brawo, że jednak przebiegł dystans, że ukończył zawody – na 36, ostatnim miejscu, ze stratą ponad 24 sekund do zwycięzcy. Wielka szkoda, bo były szansę na pierwszą 15, może nawet 10.

Piotr Żyła – niestety, „hehehe” Wiewiór nie dał rady wywalczyć sobie miejsca w żadnym z konkursów, ani też w drużynie. Jak się okazało po igrzyskach, z dużym prawdopodobieństwem przyczyny takiego stanu rzeczy leżały daleko od sportowej rywalizacji. I ze sportowego punktu widzenia występ Piotra można potraktować jako klapę, w optymalnej formie na pewno mógłby tu walczyć, jeśli nie o medale, to przynajmniej o miejsca w dziesiątce. Ale fakt, miał ważniejsze rzeczy na głowie.

Przeprowadzona analiza w miarę potwierdza moje wstępne wrażenia. Nie było, niestety, tak wspaniałych, przyjemnych niespodzianek, jak medale naszych panczenistów w Soczi. Ci z naszych reprezentantów, którzy spisali się powyżej oczekiwań, i tak zajęli raczej odleglejsze miejsca. Pocieszające jest jednak to, że spora część naszych reprezentantów te oczekiwania spełniła – choćby i obiektywnie nie mogły one być zbyt wysokie. Jednak też blisko połowa z nich spisała się poniżej oczekiwań – lekko, po prostu, albo wręcz bardzo mocno. Co z tego wyniknie w perspektywie czteroletniej? Nie mamy jakiegoś wielkiego wysypu talentów. Nie mamy super infrastruktury. Nie mamy też wielkiego finansowania. Więc dobrze radzę – nastawmy się, że za cztery lata nie będziemy mieli żadnego medalu, a każde miejsce w dziesiątce będzie rarytasem. W najlepszym razie – będziemy mieć kupę pozytywnych emocji. W najgorszym – przynajmniej nie będziemy rozczarowani ;)

Flaga olimpijska zaczerpnięta, oczywiście, z Wikipedii.

Odnośnie Tematów Tygodnia:

  1. Do tematu Strzelectwo na Letnich Igrzyskach Paraolimpijskich 2012
  2. Skojarzenie - Igrzyska Paraolimpijskie -> Igrzyska Olimpijskie ;)
Sort:  

Cześć, tez miałem pisać na temat zakończenia Igrzysk, ale zauważyłem że to raczej mało interesujący temat dla steemit więc sobie darowałem. W każdym razie dzięki, doceniam Twoją pracę. Pozdrawiam @mastek

Dzięki za dobre słowo! Może i racja, że mało interesujący dla społeczności, ale co zrobić :) Wolę pisać o tym, co mnie interesuje, zamiast na siłę się dostosowywać do zapotrzebowania ;)