Pierwszy wypad poza Tbilisi, cz. 1 - z wizytą u Stalina (i nie tylko!)
W ostatnich odcinkach zwiedzaliśmy dość intensywnie Tbilisi, i myślę, że dacie już sobie radę z odwiedzeniem jego głównych atrakcji ;) Dziś w końcu zabiorę Was w dalszą podróż: zarówno w przestrzeni – w końcu wyjedziemy poza gruzińską stolicę, jak i w czasie – od dziś przenosimy się w pierwsze dni lipca 2015 roku, a Wy dołączacie do mnie, Joanny oraz „Srebrnej Strzały” w naszych prawie że 3000 kilometrów po gruzińskich drogach i bezdrożach. Na pierwszy ogień stosunkowo prosta trasa jednodniowa – celami będą Mccheta, Gori oraz skalne miasto Uplisciche, na noc jeszcze wracamy do Tbilisi.
Wypożyczanie samochodu
Wstajemy wcześnie rano. Zgodnie z zawartą wcześniej przez internet umową, samochód (Mitsubishi Pajero Mini) ma na nas czekać pod domem już niebawem. Tak też się dzieje, ale... pojawiają się drobne kłopoty z komunikacją. Według wstępnych założeń kaucję za autko (równowartość 700$) mieliśmy składać w miejscowej walucie – i dzień wcześniej te dolary wymieniliśmy. Tymczasem osoba, która dostarczyła samochód, stwierdza, że kaucję to ona przyjmie, ale tylko w dolarach – tych samych, których już nie mamy. Krótka dyskusja i próba kontaktu z wypożyczalnią niewiele dały. Cóż, wsiadamy w auto i w trójkę udajemy się na poszukiwanie jakiegoś kantoru, gdzie będziemy mogli dokonać ponownej zamiany pieniędzy przy możliwie minimalnej stracie. Na szczęście kantorów w Tbilisi dużo i poradziliśmy sobie z tym zupełnie szybko. Po dopięciu formalności pracownik wypożyczalni okazał się jeszcze na tyle miły, że wywiózł nas na same granice miasta, umożliwiając tym samym Joannie możliwie łagodne wejście w gruziński ruch drogowy.
Zaaferowani i podekscytowani nadchodzącą podróżą popełniamy drobny błąd strategiczny – zapominamy dokładnie obfotografować samochód tuż po podpisaniu umowy. Zbyt późno odkrywamy też, że stan faktyczny trochę odbiega od tego, podawanego na stronie internetowej – o ile mogę uwierzyć, że jesteśmy tak nieogarnięci, że przez całe dwa tygodnie nie odkryliśmy, jak włączyć klimatyzację, o tyle śmiem twierdzić, że auto z automatyczną skrzynią biegów (a taką miało mieć) zdecydowanie nie ma sprzęgła. A nasza Srebrna Strzała miała. Żeby było śmieszniej, kierownicę też miała – po prawej stronie. O tym, co prawda, wiedzieliśmy już wcześniej, ale Joanna zgodziła się prowadzić takie auto tylko dlatego właśnie, że miało mieć automat. A tu nagle trzeba było się na szybko przestawiać na tryb brytyjski. Na szczęście już po kilkunastu kilometrach przestało to sprawiać wielki problem.
Kolejność zwiedzania wybraliśmy następującą – najpierw Gori, potem Uplisciche, na końcu Mccheta. Z dzisiejszej perspektywy – nie mam pojęcia, czemu właśnie tak. Być może, nie byliśmy pewni ile czasu zejdzie nam na skalne miasto i chcieliśmy jak najmniej prowadzić po zmroku. W każdym razie – na początek wybraliśmy najbardziej oddalony punkt. Po drodze napotykamy jeszcze problemy nawigacyjne – do dyspozycji mamy Nokię z Windows Phone i próbujemy ogarnąć jakąś sensowną nawigację. Mapy Nokii teoretycznie nawet są sensowne, ale akurat Gruzji nie obejmują i nie chcią działać. Waze – obejmują i działają, tylko co z tego. Nazwy są po gruzińsku, a telefon odmawia wpisywania tych literek i już. Staje w końcu na Navigatorze – nie jest idealny, ale działa. Niemniej zanim ogarniamy nawigację, okazuje się, że do Gori jedziemy nie autostradą, a drogami niższej kategorii, w dodatku nie wiedzieć czemu – objazdem przez Kaspi.
Szybko zaczynamy poznawać specyfikę gruzińskich dróg. Ruch, na szczęście, jest stosunkowo niewielki i nie przysparza nam specjalnych kłopotów, ale... już parę chwil po opuszczeniu Tbilisi przekonujemy się, że nie tylko samochody się tymi drogami poruszają. Na szczęście krowy nie wykazują agresji czy innych złych zamiarów i drogę dzielimy bezkonfliktowo.
Co jakiś czas, zachwyceni widokami, robimy postoje na poboczu w celach fotograficznych.
Podczas jednego z nich, przy skrzyżowaniu z jakąś polną drogą, podchodzi do nas miejscowy, zaniepokojony tym, że się zatrzymaliśmy. Pyta, czy aby na pewno wszystko w porządku, czy nie potrzebujemy żadnej pomocy. Uspokajamy go, wtedy on proponuje nam po kieliszku własnej produkcji procentowej. Niestety musimy odmówić – Joanna przecież prowadzi, a mnie z kolei jakoś tak niezręcznie częstować się samemu. Żegnamy się w miłej atmosferze.
Niecałe pół godziny później jesteśmy już w okolicach Uplisciche, widzimy je wyraźnie z okna samochodu.
Mimo to jedziemy dalej, prosto do Gori. To już droga niedaleka – 10, może 15 kilometrów. Na miejsce docieramy koło 11. Zdecydowanie nie jest to miejscowość turystyczna, wyjątkowych atrakcji tutaj raczej nie ma. Plan zwiedzania składa się zasadniczo z dwóch punktów – Muzeum Stalina oraz twierdzy. Zaczynamy od muzeum. Po drodze do niego rozglądamy się dookoła - oho, dekomunizacja tu jeszcze nie dotarła!
Budynek jest całkiem spory i na pierwszy rzut oka zapewnia całkiem sporo zwiedzania:
Jeszcze przed wejściem z cokołu pomnika wita nas wujcio Józio/Słoneczko Narodów/Wielki Językoznawca/krwawy tyran/Czerwony Car w całej okazałości.
W samym muzeum – można zwiedzać z przewodnikiem, można samodzielnie. Wybieramy opcję samodzielną. W salach – dużo starych dokumentów (dla nas niezbyt ciekawe), kolekcja osobistych przedmiotów Stalina (to już bardziej)
Osobisty kuferek Józefa Stalina
wizerunki Wodza w różnych wariantach:
Stalin dywanikowy
Stalin wielkowazonowy
i – chyba najciekawsze ze wszystkiego – prezenty przesyłane władcy Kremla z całego świata. Udaje się znaleźć także polskie akcenty.
Moje miasto też wysyłało
Stalin płaskorzeźbowy
Pół godziny później mamy główną część muzeum już z głowy. Żegnamy się z nim jeszcze całkiem ozdobnymi przestrzeniami.
Przy wyjściu dość dobrze zaopatrzony sklep z pamiątkami. Można kupić wszelkiego rodzaju bibeloty zdobione wizerunkiem radzieckiego przywódcy, oraz wino „Stalin”. Za bibeloty dziękuję, aż takim komunistą to ja nie jestem, wino wygląda znacznie lepiej – w końcu kto by nie chciał własnoręcznie obalić Stalina? – ale cena pozostawia wiele do życzenia. Wychodzimy z głównego budynku, ale pozostaje jeszcze – nie wiem, przeniesiony? zrekonstruowany? – domek, w którym Stalin mieszkał w dzieciństwie (ciekawy, jako przykład warunków bytowych z przełomu XIX i XX wieku)
Ciekawe, czy łóżeczko mięciutkie...? Ale narzuta - pierwsza klasa!
oraz, za dodatkową opłatą – pancerny wagon, którym wąsacz podróżował po swoim imperium (to akurat warto obejrzeć, jak każde miejsce, w którym zapadały decyzje o losach świata). Przy zwiedzaniu wagonu towarzyszy nam wycieczka z Izraela.
Salon
Gabinet prywatny
Kuchnia
Sypialnia
Ekhm... toaleta
Kwadrans po 12 muzeum mamy już z głowy. Krótki spacer i znajdujemy się pod tym oto pomnikiem:
u stóp wzgórza, na którym wznosi się solidnych rozmiarów twierdza.
Pierwsze informacje o niej znajdują się w źródłach z XIII wieku, ale badania archeologiczne wskazują, że pierwsze fortyfikacje na wzgórzu powstały już pod koniec I tysiąclecia. Twierdza była w ciągu następnych wieków aktywnie wykorzystywana i odnawiana, jeszcze na początku XIX wieku była siedzibą rosyjskiego garnizonu. Jak przystało na porządną twierdzę, miała takie udogodnienia, jak zbiornik na wodę i bramę dla karawan (w południowej części murów). Niestety mocno ucierpiała w trzęsieniu ziemi z 1920 roku.
Mury twierdzy jeszcze dziś robią naprawdę mocne wrażenie:
W ciągu kilkunastu minut, mijając jeszcze pomnik Szoty Rustawelego
odnajdujemy drogę do wejścia
i wspinamy się na szczyt.
Tam znajdujemy kawał wolnej przestrzeni, ładne widoki
oraz... budkę policyjną, zasiedloną. Korzystamy z okazji, odpoczywamy,
wylegujemy się na trawie – nie przeszkadzają nam w tym dość mocne podmuchy wiatru. Gdy już mamy dość regeneracji – myszkujemy dalej. Odkrywamy strome zejście w dół
i schodzimy tam, licząc na to, że uda nam się w ten sposób opuścić twierdzę innym wejściem, niż przybyliśmy. Nie powiem, udaje nam się zejść prawie do podnóża wzgórza, tylko cóż – okazuje się, że wyjścia niet i musimy pokonać tę trasę jeszcze raz – tylko tym razem pod górkę. Jeszcze chwilka odpoczynku na murach, jeszcze ostatnie zdjęcia u podnóża
Pomnik wojowników
Kościół św. Archaniołów
i musimy myśleć o powrocie, bo już się zdążyła zrobić 14.
Następne w kolejce do zwiedzania jest Uplisciche (dosłownie ‘Boża Twierdza’) – skalne miasto położone na lewym brzegu Kury. Świadectwa archeologiczne datują początki ludzkiej obecności w tym miejscu jeszcze na epokę brązu, w tekstach źródłowych pierwsze informacje pojawiają się w VII wieku naszej ery. Na rozległym terenie przetrwało około 150 pieczar, które były wykorzystywane jeszcze w XIX w. (choć znaczenie dla państwa miasto utraciło w XIV wieku po najazdach Mongołów). W okresie największego rozkwitu mieszkało tam około 20 tysięcy ludzi. Dziś znajdziemy tam zarówno pozostałości z czasów hellenistycznych (architektura, miejsca kultu), z okresu wczesnochrześcijańskiego, średniowiecza i czasów Królowej Tamary. Od 2007 roku obiekt znajduje się na liście UNESCO
Do Uplisciche docieramy bez najmniejszych problemów. Kupujemy bilety (cena 3 lari) i zaczynamy zwiedzać. Ponieważ zwiedzamy samodzielnie, bez przewodnika, być może nie udaje nam się dotrzeć do wszystkich zakątków, jednak to, co zobaczyliśmy, wystarczy, by wywrzeć na nas niemałe wrażenie.
Skalne pieczary,
wykute w nich kolumny,
zdobione sufity:
do tego prześliczne panoramy z widokiem na Kurę.
Nie zabrakło i świątyni.
Wśród skał spędzamy około godziny. Na główną część to wystarcza raczej spokojnie. Może moglibyśmy pochodzić tam jeszcze dłużej, ale coraz mocniejszy wiatr i coraz ciemniejsze chmury sugerują nam, że chyba pora zbierać się do Mcchety, a przede wszystkim do samochodu i dachu nad głową. Tak też czynimy.
A o dalszym ciągu tego dnia przeczytacie w kolejnym odcinku już niebawem.
Congratulations @avtandil! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of upvotes
Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Do not miss the last post from @steemitboard!
Participate in the SteemitBoard World Cup Contest!
Collect World Cup badges and win free SBD
Support the Gold Sponsors of the contest: @good-karma and @lukestokes
Congratulations @avtandil! You received a personal award!
Click here to view your Board of Honor
Congratulations @avtandil! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!