Jak to w Planicy było, czyli zakończenie sezonu w skokach

in #polish7 years ago

Wiem, że pewnie czekacie na kolejny odcinek spaceru po Tbilisi (zapewniam, będzie niedługo!), ale tym razem zabieram Was na wycieczkę do Planicy i okolicy, zanim świeżo zakończony sezon w skokach narciarskich do reszty się zatrze w naszej pamięci. A zabieram dlatego, że całkiem sporo osób (nie, nie tu) mnie pytało, jak taka wycieczka wygląda w praktyce, więc mam nadzieję, że i tu moja relacja jakieś zainteresowanie wywoła ;)

Ale do rzeczy. Czemu Planica? Bo to praktycznie od zawsze największa skocznia narciarska na świecie (choć, prawda, w ostatnich latach ta w norweskim Vikersundzie w niczym jej nie ustępuje, a nawet przez chwilę minimalnie przewyższała), i jeśli chce się w pełni podziwiać odwagę tych, którzy na nartach szybują nawet na ćwierćkilometrowych dystansach, to właśnie tu jest najlepsze miejsce ku temu.

DSC05193_tonemapped.jpg

Bo od kilku, jak nie kilkudziesięciu lat Planica jest miejscem ostatnich konkursów sezonu i to tu są wręczane Kryształowe Kule – a kto zdobył tegoroczną? Wreszcie – bo słoweńskie Alpy wczesną wiosną są prześliczne.

DSC05194_tonemapped.jpg

DSC05195.JPG

Organizacja dojazdu

Skoro więc już ustaliliśmy, że do Planicy warto się wybrać, należy się zastanowić, jak taką wycieczkę sobie zorganizować. Kalendarz zawodów jest podawany ze sporym wyprzedzeniem, więc planowanie urlopu powinno być w miarę łatwe (choć można i się zdecydować na tydzień przed...). I kiedy już mamy podjętą decyzję, że jedziemy, przychodzi moment zastanowienia się nad tematem – czym, z kim, dokąd i za ile. Jeśli mamy to szczęście, że jesteśmy kilkuosobową grupką i dysponujemy samochodem, przejazd powinien być względnie tani (gdy planowałem w tym roku z kolegami w trzy osoby, miał nas wynieść około 300 zł na głowę). Na jedną osobę... jest to około 2000 kilometrów, zależy jeszcze od zużycia paliwa, ale raczej poniżej 450 zł się nie zejdzie. Za to z dużym prawdopodobieństwem należy oczekiwać wyższej sumy. Alternatywą jest autokar. Z Katowic można podobno pojechać do Celje, Mariboru i Ljubljany, w cenie ok. 300-350 zł. Komfort mniejszy niż w samochodzie, ale coś za coś. Problem polega jednak na tym, że: primo, z powyższych miejscowości jeszcze trzeba się potem do tej Planicy dotoczyć – a jest to dystans rzędu 100-200 km; a secundo – cały czas, podobnie jak w przypadku samochodu, musimy jeszcze ogarnąć na własną rękę noclegi. I tu się robi zonk. Miejscowi nie są głupi, i doskonale wiedzą, że na ten jeden konkretny weekend, mogą podnieść ceny nawet i 2-3-krotnie, a chętnych i tak nie zabraknie. Więc albo zapłacimy kokosy rzędu 200 zł od nocy i więcej, albo będziemy nocować właśnie te 100-200 km od Planicy – uwierzcie na słowo, że dojeżdżanie tyle co rano na zawody jest średnim pomysłem.

Biura podróży

W tym momencie wkraczają na scenę biura podróży, całe na biało. Od pewnego czasu przejazdy na zawody są w ofercie co najmniej kilku z nich i można znaleźć sobie wariant najbardziej odpowiedni dla siebie, zarówno pod względem długości wyjazdu (są oferty tylko na sobotę-niedzielę, są trzydniowe, są też i na pełny czterodniowy weekend – jak się zdaje, tylko przez oficjalny fan-klub Kamila Stocha), jak i standardu zakwaterowania (od hostelu po czterogwiazdkowe hotele w Słowenii, Austrii lub Włoszech). Taki właśnie wyjazd sobie wyszperałem – z noclegiem w słoweńskim hostelu. Przyznaję, był drobny zgrzyt, bo się okazało, że jako jednostka pojedyncza, nie mam prawa do pobytu z kimś obcym w pokoju 2- lub więcejosobowym i musiałem odrobinę dopłacić do jedynki. Tak czy siak, taki wariant dla jednej osoby, przy trzech dniach zawodów i dwóch noclegach, wyniósł mnie niecałe 600 zł za przejazd i nocleg. Zdecydowanie śmiem wątpić, czy podróżując samodzielnie byłbym w stanie ogarnąć to taniej (z zastrzeżeniem autostopu, oczywiście), a nawet gdyby się udało odrobinę oszczędzić, to odbyłoby się to z uszczerbkiem dla komfortu.

Bilety

Druga kwestia – zakup biletów. To akurat polecam ogarnąć we własnym zakresie, bo biuro za pomoc w zakupie pobiera prowizję. Niewielką, bo niewielką, ale w skali całego weekendu zawsze lepiej mieć te kilka euro więcej w kieszeni. Możliwości wyboru miejsc jest kilka:

  • miejsca stojące, 23 euro sztuka – wbrew pozorom, całkiem niezłe. Teren skoczni jest duży i z łatwością można znaleźć takie miejsce, gdzie nikt nie zasłoni i skąd dobrze widać cały zeskok. Można też przeciwnie, wmieszać się w największy tłum i z tego czerpać przyjemność.
  • Trybuna A, zdaje się, 55 euro sztuka – niby bliżej zeskoku i miejsca lądowania, ale... przede wszystkim, duże ryzyko, że sąsiedzi machający flagami będą machać akurat wtedy, kiedy będziesz chcieć coś zobaczyć. Do tego – skoczkowie opuszczają zeskok po przeciwnej stronie, więc na autografy nie ma co liczyć. Plus taki, że można porobić fajne zdjęcia.
  • Trybuna B, chyba 60 euro sztuka – na wzniesieniu, naprzeciw skoczni. Widoczność bardzo dobra, i to mniej więcej tyle, jeśli chodzi o zalety.
  • Trybuna Kavka + Klub 239 – chyba 75 euro za sztukę. Najlepsza widoczność ze wszystkich trybun – i najbliższa zawodnikom. Przy pewnej dawce szczęścia i odpowiednim ustawieniu się, jest szansa przybić piątkę, dostać autograf, albo zrobić sobie zdjęcie. Jednak – nie warto przepłacać! Ze względu na wysokie ceny frekwencja jest niska i z niemałym prawdopodobieństwem po pierwszej serii zaczną wpuszczać chętnych (i odrobinkę śmiałych) za darmo.
    W tym roku skusiłem się wyłącznie na bilety stojące.
Przejazd

I teraz już przechodzimy wyłącznie do samej wycieczki. Punkt zborny – Katowice, to stąd wyjedziemy. Kto chce, dociera tu na własną rękę, kto chce i może – korzysta z dowozu organizowanego przez biuro z kilku większych miast (zdaje się, Kraków, Poznań, Warszawa). Generalnie dowozu raczej nie polecam, jeśli jest się w stanie ogarnąć samemu dojazd – po prostu wychodzi taniej. Wszystkie autokary – w tym roku cztery, ale bywało już więcej – podjeżdżają mniej więcej koło północy. Następuje chwila oczywistego zamieszania, kiedy ludzie próbują odnaleźć swój – kryterium przydziału do danego autokaru jest wybrany hotel. Jednak po jakimś kwadransie wszyscy już są w środku i ruszamy w drogę. Dobra rada dla wszystkich – wiem, że nie jest to może najwygodniejsze, ale śpimy, ile tylko możemy. W środku nocy i tak za oknem nic ciekawego się nie zobaczy, a energia i siły przydadzą się bardziej pod skocznią. No i tak jedziemy, jedziemy i jedziemy – aż wstanie dzień.

Pierwszy dłuższy postój chyba około 10, w austriackim przydrożnym zajeździe. Widać, że tu już bardziej wiosennie, zamiast polskiego śniegu – na trawniku już przebiśniegi.

29513054_10215436031438943_8861994287689832291_n.jpg

A my co? Ano my toaleta i jakaś drobna przegryzka, żeby czymś zapełnić żołądek. Pół godziny później ruszamy w dalszą drogę. Podróż idzie wyjątkowo szybko, więc niebawem, koło Velden, dostajemy kolejne pół godziny przerwy. Czasu starcza i na krótki spacer do brzegu malowniczego jeziora

29541903_10215481394612994_3628864606868738593_n.jpg

i na zakupy w Lidlu. Zaopatrzeni ruszamy dalej. Droga do Słowenii mija bezproblemowo, po drodze przejeżdżamy przez tunel długości coś 8 kilometrów, no i w końcu docieramy w okolice Planicy (hotel później, zakwaterowanie nam nie ucieknie). Jesteśmy na tyle wcześnie, że autokar ma miejsce jeszcze na górnym parkingu. Wysiadamy, zabieramy najpotrzebniejsze rzeczy (w tym, oczywiście, bilety!), rozglądamy się dookoła i podziwiamy pięknie ośnieżone szczyty. A potem przebijamy się przez szeregi autokarów, by wraz z tłumem ludzi przejść kontrolę na bramkach i wejść na teren skoczni. Uprzedzając pytania – jeśli się idzie z plecakiem, zajrzą do środka. Jeśli nie – kontrola będzie raczej mniej szczegółowa.

Zawody, dzień 1

DSC05190_tonemapped.jpg

Razem z poznaną jeszcze w autokarze Julką (łączą nas wspólne cele – nie tylko obejrzeć skoki w dobrych warunkach, ale też zdobyć fajne pamiątki) ustawiamy się u podnóża trybuny Klub 239. Miejsca są strategicznie wybrane – zeskok widać bardzo dobrze, nawet do 250 metra, zaś od miejsca dla skoczków oddzielają nas tylko dwa rzędy barierek. Pierwszy pokonujemy stosunkowo szybko – miła pani porządkowa uchyliła przejście. Krótkie pytanie – „Można?”, przyzwalający ruch głowy i przeszkoda już za nami. Druga barierka zatrzymała nas skutecznie na dłużej – tu porządkowi, co prawda, byli równie sympatyczni, jednak na nasze sugestie wyrażane wzrokiem, a później także delikatnymi pytaniami, odpowiadali uśmiechem i przepraszającym wzruszeniem ramion – „Nie możemy, naprawdę”. Jak nie można, to nie można, oglądamy dalej, jednak mamy oczy dookoła głowy i sprawdzamy, czy nie pojawia się któryś ze skoczków. Dobroduszni porządkowi chcą ulżyć naszej doli i kilkukrotnie pojawiają się z naręczem kart z wizerunkami zawodników – część z nich podpisana osobiście przez skoczków, część z podpisem nadrukowanym. Pamiątka super!

Po ostatnich skokach konkursu, wygranego przez Kamila

DSC05192_tonemapped.jpg

porządkowi kapitulują i dają do zrozumienia „OK, widzicie tamtą barierkę? Będzie uchylona, a co dalej, to my tu nic nie widzimy”. Nie trzeba nam długo powtarzać. Błyskawiczny obieg dookoła ogrodzenia i dostajemy się w bezpośrednie pobliże zeskoku, między dziennikarzy i reporterów. Staramy się zająć maksymalnie strategiczne miejsca – udaje się. Skoczkowie mijają nas dosłownie o kilkadziesiąt centymetrów dalej. Co prawda, najczęściej po prostu mijają, prawie żaden nie przystaje. Wyjątkiem jest Dawid Kubacki, który bez problemu zgadza się na wspólną fotkę.

29570377_10215438466539819_1343900224587266032_n.jpg

Niestety, nie możemy zostać tak długo, jak byśmy chcieli – trzeba możliwie szybko wracać do autokaru. Na szczęście nie jesteśmy ostatnimi zagubionymi. Chwilę potem jesteśmy już w komplecie i możemy jechać do hoteli.

Zakwaterowanie

Wyjazd z Planicy jest dość uciążliwy, korki spowalniają dość skutecznie – a i tak autokary mają priorytet... Do mojego hostelu jest nieco ponad 40 kilometrów, a i tak jedziemy około godziny. Ale nie ma co narzekać. Do Lesc przybywamy już po zmroku. Miasteczko jest malutkie (ok. 3000 mieszkańców), cichutkie i spokojne. Nasz hostel mieści się w dawnych zabudowaniach klasztornych, tuż przy zabytkowym kościele parafialnym (jeśli się nie mylę, z XIV wieku, potem przebudowany w epoce barku).

IMG_20180324_074156_HDR_tonemapped.jpg

DSC05276_tonemapped.jpg

DSC05277_tonemapped.jpg

Samego hostelu pilnuje taka oto postać:

IMG_20180324_074039_HDR_tonemapped.jpg

Standard jest... hostelowy. Pokój niewielki, łóżko, stolik, szafka w ścianie i tyle. A przepraszam. Jeszcze okno i element kluczowy: grzejnik – w pokoju jest bardzo zimno. Łazienki... no, jest ich kilka. Jak się z nich korzysta, kiedy potrzebę ma kilkadzieścia osób – mniejsza o to. Udało mi się ogarnąć tę kuwetę. Z drugiej strony - i tak pokój potrzebny tylko na kilka godzin spania, więc po co większe luksusy? Jeszcze krótki spacer po miasteczku, kolacja w pobliskiej restauracji (ćevapčići z chlebkiem są zawsze dobrym pomysłem!) i lulu, bo rano wyjazd na skocznię przed 8 rano!

Zawody, dzień 2

Ranek wita słoneczną pogodą. Nie ma specjalnie czasu na śniadanie, ogarnie się coś na skoczni. Jedziemy, wchodzimy. Tym razem ja znowu na miejscach stojących, Julka teoretycznie na trybunie B, ale wyznaczamy sobie zbiórkę przed drugą serią w tym samym miejscu, co dzień wcześniej. Do tego czasu – wałęsam się po terenie całej skoczni w poszukiwaniu optymalnego miejsca. Jednak najpierw, jeszcze zanim zawody się zaczęły – kierunek punkt żywieniowy marsz! Smakowite zapachy przyciągają... zapada decyzja – pljeskavica w bułce. Co prawda, podrożały od zeszłego roku i rozsądnie rzecz biorąc blisko 40 zł za bałkańską odmianę hamburgera to lekko drogawo, no ale trudno, żołądek też ma swoje prawa. Rozważam jeszcze jakiś napitek, ale w namiocie z napojami akurat zabrakło prądu, kasy fiskalne nie działają – trudno, może innym razem. Pierwszą serię oglądam z różnych miejsc. A to wśród polskich fanów:

DSC05198.JPG

DSC05199.JPG

a to w grupie Słoweńców

DSC05201.JPG

DSC05205_tonemapped.jpg

a to parę zdań się z Serbem zamieniło – integracja międzynarodowa pełna, wszyscy zgodnie dopingują sportowców, życząc im jak najdalszych lotów.

DSC05207.JPG

Nie ma żadnych gwizdów, żadnej niechęci – atmosfera prawdziwej przyjaźni.

DSC05200_tonemapped.jpg

Druga seria upływa, oprócz podziwiania długich lotów – w tym celowali zwłaszcza Norwegowie, którzy zwyciężyli w imponującym stylu – na próbach upolowania kolejnych zawodników.

DSC05208.JPG

Niestety, bez powodzenia. Staramy się nie przeciągać nadmiernie i zmieścić się w widełkach czasu wyznaczonych przez pilota. Droga do hotelu mija podobnie, jak dzień wcześniej. Czasu na odpoczynek nie ma prawie wcale – ledwie się człowiek przebierze, ledwie odwiedzi toaletę, już czeka autokar na wycieczkę fakultatywną do Bledu. Technicznie można byłoby tam dotrzeć na własną rękę, pociągiem, albo pieszo – to tylko jakieś 7 kilometrów. Jednak biorąc pod uwagę, że czasu nie mamy wiele, korzystamy z autokaru.

Bled

W Bledzie mamy do dyspozycji około dwóch godzin. Zaczynamy od spaceru brzegiem jeziora – jednej z czołowych atrakcji turystycznych Słowenii.

DSC05220_tonemapped.jpg

DSC05231_tonemapped.jpg

DSC05249_tonemapped.jpg

DSC05259_tonemapped.jpg

DSC05269_tonemapped.jpg

Nad jeziorem wznosi się zamek – jednak tam nie wchodzimy, podobnie jak do położonego tuż obok kościoła.

DSC05215_tonemapped.jpg

DSC05212_tonemapped.jpg

DSC05213_tonemapped.jpg

Cena sama w sobie jest dość wysoka, a biorąc pod uwagę to, że zamek jest aktualnie w remoncie i większa część jest niedostępna dla zwiedzających – byłoby to po prostu wyrzucanie pieniędzy w błoto. Zamiast tego idziemy dalej brzegiem jeziora. Większość wycieczki wymięka po kilkuset metrach i zawraca szukać czegoś do jedzenia. Ja twardo idę przed siebie, zamierzam obejść jezioro dookoła. Realizuję ten plan (spacer ok. 7 kilometrów) i nie żałuję ani chwili. Oprócz spotkania z malowniczą przyrodą:

DSC05219_tonemapped.jpg

DSC05222_tonemapped.jpg

DSC05226.JPG

DSC05233_tonemapped.jpg

DSC05246_tonemapped.jpg

DSC05263_tonemapped.jpg

wchodzę także na (otwarty) teren olimpijskiego centrum wioślarskiego:

DSC05244_tonemapped.jpg

DSC05243_tonemapped.jpg

DSC05245_tonemapped.jpg

gdzie mogę z bliska przyjrzeć się sportowej łodzi (wiedzieliście, że buty wioślarzy są na stałe przymocowane do belek w łodzi?) i być naocznym świadkiem treningu – w takich okolicznościach przyrody trening powinien być prawdziwą przyjemnością!

DSC05241_tonemapped.jpg

DSC05247_tonemapped (Kopiowanie).jpg

Jedyne, czego mi się nie udaje – to dopłynąć na wyspę, na której wznosi się zabytkowy kościół.

DSC05229_tonemapped (Kopiowanie).jpg

DSC05257 (Kopiowanie).JPG

DSC05261_tonemapped (Kopiowanie).jpg

Gdybym wyruszył w przeciwnym kierunku, być może odnalazłbym przystań wystarczająco wcześnie, tak niestety musiałem obejść się smakiem.

DSC05272_tonemapped.jpg

Na wyznaczony punkt spotkania docieram z wywieszonym językiem. Niepotrzebnie się spieszyłem – inni jeszcze nie dotarli... Jednak nie wracam do hostelu. Przesiadam się w inny autokar, jadący na wycieczkę do Kranjskiej Gory.

Kranjska Gora

Teoretycznie celem wyjazdu do Kranjskiej Gory miał być okolicznościowy koncert na świeżym powietrzu. Wiedziony doświadczeniem z poprzedniego roku, z góry położyłem krzyżyk na samym koncercie, nastawiając się bardziej na całą jego otoczkę i spacer po mieście – rok wcześniej spędziliśmy fantastyczne chwile, integrując się ze Słoweńcami przy dźwiękach akordeonu i piosenek partyzanckich. No ale tu już na samym początku przykre rozczarowanie – wycieczka będzie krótsza, niż przed rokiem, i skończy się koło 21, może 22. No trudno, trzeba brać, co dają. Na szczęście okazało się, że wyszło to wszystkim na zdrowie. Przewodniczący wycieczki stwierdził, że olewamy festiwal, i wbijamy do hotelu, w którym zakwaterowano skoczków – z nadzieją na spotkanie z Piotrkiem Żyłą. Trzeba przyznać, że pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Grupa z Polski weszła z przytupem i z pieśniami na ustach. Normalnie pewnie obsługa popukałaby się w głowę i wezwała policję, ale w końcu nie był to normalny wieczór i normalne okoliczności – tym bardziej, że w hotelowym lobby siedziało już wielu sympatyków skoków.

Nie rozwodząc się nad szczegółami – udało się spotkać prawie całą reprezentację Polski i zamienić z nimi chociaż parę słów, przemknęło także niemało zawodników z innych krajów – Norwegów, Rosjan, Włochów. Większość z nich znajdowała chwilę dla kibiców, przystawała dla wspólnego zdjęcia, chętnie dawała autografy. Co prawda, momentami kibice przesadzali z okazywaniem swojej sympatii – było to widać zwłaszcza, gdy pojawił się Kamil Stoch. Rzucili się na niego jak szarańcza, więc nic dziwnego, że przemknął przez hotel prawie biegiem, szybko skrył się w samochodzie i odjechał nie wiadomo dokąd. Podstawą powinno być przede wszystkim „Dzień dobry”, „Czy można zdjęcie/autograf”, „Dziękuję i życzę powodzenia”. Stosując tę metodę udało mi się zdobyć około 10 autografów i zdjęć - możecie rozpoznawać :P

IMG_20180324_191616 (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_193016 (Kopiowanie) (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_193527 (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_193657 (Kopiowanie) (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_195712 (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_200002 (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_201912 (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_204628 (Kopiowanie).jpg

IMG_20180324_204929.jpg

Zawody, dzień 3

Niedziela rozpoczęła się jeszcze wcześniejszą pobudką – w końcu trzeba było się spakować, po zawodach mieliśmy już nie wracać do hoteli. Pod skocznią pogoda trochę przestała dopisywać, szczyty już kryły się w chmurach

DSC05281_tonemapped (Kopiowanie).jpg

jednak cały czas nie padało i było widać skocznię, a czego więcej potrzeba kibicowi do szczęścia?

DSC05282_tonemapped (Kopiowanie) (Kopiowanie).jpg

Same zawody oglądało się podobnie, jak pierwszego dnia – pierwsza seria przy barierkach koło najważniejszej trybuny. Różnica była taka, że tym razem barierki otwarto już w przerwie między seriami i decydujące rozstrzygnięcia mogliśmy już oglądać z teoretycznie najbardziej luksusowych miejsc. Przypuszczalnie łaskawość porządkowych zawdzięczaliśmy temu, że chętnych do płacenia 75 euro nie było zbyt wielu i puste miejsca nieciekawie wyglądały w telewizji. Ale skoro można było skorzystać, to czemu nie? Tym bardziej, że widoczność naprawdę była znakomita – zarówno w czasie zawodów

DSC05288_tonemapped.jpg

DSC05290_tonemapped.jpg

jak i podczas kończących je dekoracji.

DSC05307_tonemapped.jpg

DSC05306_tonemapped.jpg

Za niedzielny konkurs:
DSC05320_tonemapped (Kopiowanie).jpg

DSC05327_tonemapped.jpg

Za Planica 7:
DSC05332_tonemapped.jpg

DSC05336_tonemapped.jpg

Małą Kryształową Kulę w lotach narciarskich:
DSC05341_tonemapped (Kopiowanie).jpg

Kryształową Kulę:
DSC05359_tonemapped (Kopiowanie).jpg

DSC05366_tonemapped (Kopiowanie).jpg

DSC05371_tonemapped (Kopiowanie).jpg

DSC05372_tonemapped (Kopiowanie).jpg

Puchar Narodów:
DSC05383_tonemapped (Kopiowanie).jpg

Powrót

Droga powrotna nie miała jakiejś specjalnej historii. Ot – postój na obiad w tym samym zajeździe, co po drodze do Słowenii, przy okazji duże przetasowania w obsadzie autokarów (tym razem pasażerów porozsadzano według miejsc docelowych, żeby potem autokary nie musiały na siebie czekać w Polsce), jeszcze jeden krótki – na Morawach. Tuż po północy byliśmy już w Katowicach, wyprawa dobiegła końca, a do domu już się dostawałem na własną rękę.

Czy warto się na taki wyjazd wybrać? Jeśli tylko jest się miłośnikiem skoków narciarskich – zdecydowanie tak. Oczywiście, atmosfera może nie być tak gorąca, jak np. w Zakopanem, ale też jest niesamowita i jedyna w swoim rodzaju. Poza tym - co zakończenie sezonu, to zakończenie sezonu. A do tego wyjątkowa jest także sama skocznia, o czym śpiewają Avseniki:

Planica, Planica
królowa śniegu.

Planica Planica
królowa śniegu.
Któż nie zna jej,
śnieżnej piękności.

Skoczkowie jak ptaki
latają pod niebo
i chwałę Planicy
niosą w szeroki świat.

Pozdrowienia nieustraszonym
bohaterom dali,
przyjaciołom stromych
ośnieżonych szczytów.
Cześć i chwała
wszystkim skoczkom tego świata.

Bohaterowie Planicy
latają jak ptaki
znowu sława idzie w świat
na wiele lat.

Planica Planica
Wrócimy tu jeszcze
do Planicy Planicy
pod Ponce, do zimowego raju

Pozdrowienia nieustraszonym
bohaterom dali,
przyjaciołom stromych
ośnieżonych szczytów.
Cześć i chwała
wszystkim skoczkom tego świata.

Bohaterowie Planicy
latają jak ptaki
znowu sława idzie w świat
na wiele lat.

Planica Planica
Wrócimy tu jeszcze
do Planicy Planicy
pod Ponce, do zimowego raju

do Planicy Planicy
pod Ponce, do zimowego raju

I tak - jeśli tylko nic nie stanie na przeszkodzie - jeszcze tam wrócę ;)

Sort:  

Dziękuję za dobre słowo :)

Resteemed your article. This article was resteemed because you are part of the New Steemians project. You can learn more about it here: https://steemit.com/introduceyourself/@gaman/new-steemians-project-launch