Wszystkie drogi prowadzą do... Tajlandii - Chiang Rai, Chiang Mai i Koh Chang =)
Witam, witam i o zdrowie pytam! Miało nie być posta w tym tygodniu - przyznaję się bez bicia, że ciągłe bycie w drodze również mi daje się we znaki i po prostu nie chciało mi się. Co spowodowało, że jednak siedzę w hostelu po śniadaniu i przy herbatce przed kompem? Postanowiłam odpuścić szlajanie się po dżunglach. Tak, olać jaskinie i w sumie średnie wodospady. Posiedzę w jednym miejscu i nie będę robić (prawie) nic. Zatem wykorzystam ten dzień żeby i sobie, i Wam umilić trochę czas. Przed powrotem do Polski w styczniu zostało mi jeszcze kilka dni, które postanowiłam spędzić w kraju, od którego zaczęła się moja wyprawa. Czyli w Tajlandii. Na ostatni ogień poszły na północy Chiang Rai, Chiang Mai i na południu wyspa Koh Chang. Zatem ruszajmy!
Gdzieś z tyłu głowy czułam oddech mojego kończącego się czasu w Azji. Ale dramatycznie to zabrzmiało! Tak naprawdę, to nie był koniec podróży po Azji, tylko z powodów osobistych na kilka tygodni miałam wrócić do Europy. Swoje ostatnie dni w Azji postanowiłam spędzić w Tajlandii. Tak jak pewnie pamiętacie z ostatniego posta, skróciłam swój pobyt w Laosie z powodu marnej pogody i chęci wybrania się do Chiang Rai. Gdzieś czułam, że (być może) jest to ostatnia szansa i najlepsza okazja żeby się tam wybrać. Dlaczego? Już dużo czasu spędziłam w Tajlandii i nie czułam, że chcę tam wrócić w najbliższych miesiącach czy nawet latach. Ale kto to może wiedzieć? Pewnie nikt :P Niemniej, decyzja została podjęta i późnym wieczorem dotarłam do Chiang Rai.
Chiang Rai
Na to miasto, a w zasadzie jego okolice, postanowiłam przeznaczyć jedynie jeden dzień. Chciałam czym prędzej jechać do Bangkoku i stamtąd na Koh Chang. Oczywiście życie i tym razem trochę zweryfikowało moje plany, ale o tym zaraz. Co ciekawego to miasteczko ma do zaoferowania? Jeśli poszukacie jakichkolwiek informacji na polskiej wikipedii, to... trochę się rozczarujecie, bo nic tam nie ma ;) Dowiecie się jedynie tyle, że jest niedaleko granicy z Mjanmą i Laosem. A to Ci dopiero odkrycie! Jeśli przerzucicie się na angielską wersję tej skarbnicy wiedzy, to dowiecie się, że Chiang Rai zostało założone przez króla Mangrai w 1262 roku. W języku tajskim Chiang oznacza miasto, natomiast Rai jest skrótem od Mangrai - zatem Chiang Rai oznacza miasto swojego założyciela. Pięknie! W swojej historii miasto znajdowało się również pod panowaniem birmańskim aż do końcówki XVIII wieku, kiedy to stało się wasalem Chiang Mai. Nieco ponad sto lat później to ostatnie zostało przyłączone do Tajlandii, a od 1933 stanowi jedną z tajskich prowincji. Dobra, wystarczy lekcji historii, przejdźmy to tego, co tygryski lubią najbardziej.
Biała Świątynia - Wat Rong Khun
Ja wybrałam się do Chiang Rai by móc podziwiać Wat Rong Khun, czyli słynną Białą Świątynię. W sumie nawet nie jest to jedna świątynia, a cały kompleks postrzegany jako współczesna, niekonwencjonalna i prywatna wystawa sztuki. Autorem projektu tego miejsca jest niejaki Chalermchai Kositpipat, nazywany również tajskim Gaudim. Artysta otworzył to miejsce dla zwiedzających w 1997 roku. Nie oznacza to jednak, że kompleks jest już ukończony - prace mają trwać do około 2070 roku. Jako że jej autor obecnie ma 64 lata i raczej wątpliwym jest, że dożyje do 2070, to może dlatego nazywany jest właśnie Gaudim? Chociaż z Azjatami nigdy nic nie wiadomo - ja zawsze mam problemy z odgadnięciem ile mają lat, także może i on się dobrze zakonserwuje :P Jeszcze na koniec napomknę tutaj, że artysta sam sfinansował początkowo swój projekt - przeznaczył na to ponad miliard tajskich batów (!). Taki mały gest od zwykłego artysty :P A tak serio, to autor wierzy, że taka ofiara z jego strony pomoże mu uzyskać życie wieczne. No ma chłopak gest, nie powiem.
Jak tam dotrzeć? Bardzo prosto - wystarczy wsiąść w autobus na dworcu autobusowym w Chiang Rai. Świątynia jest oddalona o ok. 15 kilometrów, także z buciorka raczej tam nie polecam się wybierać. Pierwszy bus startuje już o 6.15, kolejny o 7.10 i tak co godzinę do 10 rano, a później co 30 minut do 14. Po południu dostępne są busy o 14:35, 15.10, 15.45, 16.20 oraz ostatni o 17. Trochę opcji jest również dla śpiochów ;) Koszt busika to 20 THB (ok. 2,50 PLN) w jedną stronę. Ja osobiście polecam wybrać się tam jak najwcześniej - jest tam absolutnie pogrom jeśli chodzi o turystów. Wjazd na teren kompleksu - 50 THB (ok. 6 PLN). Tajowie niekoniecznie mówią po angielsku także jeśli pytając o busa bądź drogę nie bardzo są Wam w stanie pomóc, to mówcie Wat Rong Khong :)
Oczywiście możecie się wybrać na zorganizowaną wycieczkę, ale ta jest nieprzyzwoicie droższa niż gdybyście mieli to ogarnąć na własną rękę. Dobra, koszty może nie są rzędu kilkudziesięciu złotych, ale jeśli możecie się zamknąć w kwocie nieco ponad 10 ziko, to chyba jest to lepsze rozwiązanie :P
Po opuszczeniu autobusika trzeba przejść na drugą stronę trasy i po kilkudziesięciu sekundach ujrzycie ją. Przepiękną Białą Świątynię. Dzięki temu, że po pierwsze jest w białym kolorze i po drugie, posiada elementy mozaikowe w postaci maleńkich lustereczek, to po prostu olśniewa. Biały kolor symbolizuje tutaj czystość Buddy. Natomiast lustrzane szkiełka to oznaczają mądrość Przebudzonego. Dodatkowo, jeśli pogoda dopisze, to na tle błękitnego nieba i w promieniach tajskiego słońca sprawia ona wrażenie, że wręcz się błyszczy. Popatrzcie sami:
Na hasło świątynia od razu przychodzi mi na myśl miejsce mistyczne, duchowe i... poważne. Choć Biała Świątynia niewątpliwie wygląda dostojnie i jest, moim zdaniem, najpiękniejszą świątynią buddyjską jaką miałam przyjemność oglądać, to jest ona również bardzo kontrowersyjna. Począwszy od takiego oto pana zaraz przed wejściem do kompleksu:
a kończąc na rzeźbach znajdujących się z obu stron ścieżki do jej wnętrza. Jak się przyjrzycie, to zobaczycie dość hmm.. przerażające tudzież demoniczne rzeźby:
Setki rąk symbolizują niepohamowane pragnienia. Natomiast most prowadzący do świątyni oznacza, że aby osiągnąć szczęście należy zrezygnować z pokusy, chciwości i pożądania. Muszę przyznać, że naprawdę robi to niesamowite wrażenie.
Niewątpliwie takie połączenie jest intrygujące i zastanawiałam się co ujrzę w środku świątyni. A tutaj... Budda. No wiadomo, musi być Budda. Ale jakoś tak... golutko było wokół ;) Po chwili rozczarowania mój wzrok padł na ściany. A tutaj psikus - Kung Fu Panda, Hello Kitty czy Spiderman obok płomieni i twarzy demonów. I to by było na tyle jeśli chodzi o powagę tego miejsca. A tak serio, to ciekawy zamysł artysty. Co więcej, autor również umieścił tutaj atak na WTC czy pompy olejowe - zjawiska, które niszczą Ziemię, a których autorami jesteśmy my sami. Nie kojarzę żadnego innego religijnego miejsca na świecie gdzie można znaleźć takie widoki. Niestety nie mam żadnych zdjęć z wnętrza, ponieważ jest to zakazane, ale myślę, że macie całkiem bujną wyobraźnię? :P
Nieco obok świątyni znajdziecie setki, albo nawet i tysiące malutkich srebrnych zawieszek - za kilkadziesiąt batów możecie wykupić taką blaszkę, pomyśleć o prośbie/intencji z jaką przyjeżdżacie i zawiesić ją. Czy działa - nie wiem, nie zrobiłam tego ;) Ale efekt jest piękny!
Podczas spaceru po okolicy znaleźć możecie inne budynki, równie okazałe i piękne. Na przykład ten oto złoty budynek:
Symbolizuje on ciało, co stanowi kontrast dla Białej Świątyni, reprezentującej umysł. Złoto oznacza ziemskie pragnienia i pieniądze, które władają ludźmi. Biel z kolei oznacza konieczność skupienia się na umyśle, zamiast na rzeczach materialnych czy posiadaniu. Ciekawa interpretacja, choć w pierwszej chwili do mnie tak czy siak przemawia przede wszystkim piękno tych budowli.
Jeśli będzie Wam za gorąco, to możecie się przejść w okolice małego wodospadu, gdzie spotkanie Wojownicze Żółwie Ninja! Pięknie - tego również się nie spodziewałam ;)
Czarna Świątynia - Baan Dam/Black House
Jako że zaczęły napływać jeszcze większe tabuny turystów, postanowiłyśmy wraz z moimi dwoma kompankami wrócić do Chiang Rai by złapać innego busa, tym razem do Czarnej Świątyni. Cena biletu to również zawrotne 20 THB i trzeba pilnować drogi, albo poprosić lokalsów o wskazanie miejsca gdzie należy wysiąść. Tutaj również polecam używać tajskiej nazwy Czarnej Świątyni, ponieważ nie rozpoznają oni nazwy Black House. Podróż trwa ok. pół godziny. Następnie trzeba się przejść kawałek by się dostać do celu. Koszt wejścia na teren Baan Dam to wydatek 80 THB (ok. 10 PLN).
Jakkolwiek Biała Świątynia naprawdę mnie urzekła, tak to miejsce było... dziwne. Po pierwsze, również stanowi ono kompleks budynków. Eksponaty znajdujące się w ich wnętrzach zostały stworzone i zgromadzone na przestrzeni 50 lat przez innego, tajskiego artystę - Thanawan Duchanee. Jednocześnie był to jego dom, gdzie żył do końca swoich dni - zmarł w 2014 roku.
No właśnie, te eksponaty - również czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Moim zdaniem artysta miał trochę problemy ze sobą. Nie mnie jednak to oceniać. Co tam zobaczycie? Przede wszystkim czaszki, skóry i mroczne wnętrza. Podobno eksponaty zostały wykonane z naturalnych materiałów. Nieźle! Niektórym wnętrza te kojarzyły się z "Grą o tron". Ja tam fanką tego serialu nie jestem (nie bijcie!), ale niech im będzie ;)
Ponadto znajdziecie tam sporo motywów związanych z narządami płciowymi - polecam wybrać się do wyjątkowych toalet. Stanowią one również swojego rodzaju atrakcję - wątpię żebyście często mogli załatwić swoje sprawy w takim miejscu:
Jakie były moje wrażenia po tym miejscu? Spoko, że się tam wybrałam. Chciałam zobaczyć o co tyle szumu. Jednak nie ukrywam, że poczułam ulgę opuszczając Black House. Jak mawiał artysta i autor Baan Dam, "Sztuka jest poza naturą i intelektem". I tymi oto słowami zakończę relację z mojego pobytu w tym miejscu.
Powrót do Chiang Rai środkami publicznego transportu był dość kapryśny. Ja musiałam się trochę spieszyć z powrotem, a tutaj jak na złość ani widu, ani słychu jeśli chodzi o busa. Zatem we trzy laski zaczęłyśmy łapać stopa. Dla mnie o tyle była to fantastyczna przygoda, że jedna z nas miała prawie 70 - tkę na karku i już kilkakrotnie została babcią! A mowa o nowo poznanej Angielce - no taką babiczką, to ja też chcę zostać! Niemniej, niestety nie udało nam się złapać podwózki do miasta, ale jakieś pół godziny później pojawił się bus i zostałyśmy uratowane.
Chiang Mai i Wat Phra That Doi Suthep
Dlaczego musiałam się spieszyć z powrotem do Chiang Rai? Ponieważ musiałam zdążyć na busa do Chiang Mai. Dlaczego tam? Bo ja, głupia, oczywiście zapomniałam o ogarnięciu biletu do Bangkoku z odpowiednim wyprzedzeniem, a w Chiang Rai wylądowałam w weekend... Oczywiście wszystkie bilety do stolicy Tajlandii były dawno wyprzedane, najbliższy autokar byłby dopiero za 3 dni, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Chiang Rai niestety nie ma połączeń kolejowych, więc jedyną deską ratunku dla mnie była podróż do Chiang Mai i szukanie tam busa bądź pociągu. Koszt busa z Chiang Rai do Chiang Mai to 166 THB (ok. 20 PLN). Nie ma jednak tego złego, ponieważ dzięki temu miałam możliwość spotkać się z poznanym w Luang Prabang Brazylijkami :) I dodatkowo mogłam spędzić tam odrobinę czasu.
W Chiang Mai miałam przyjemność być w zeszłym roku, podczas mojej pierwszej podróży do Tajlandii. Miasto to było dla mnie miejscem wypadowym dalej na wschód Tajlandii - do Pai. Niemniej Chiang Mai wśród podróżujących stanowi super miejsce na wakacyjny chill. I rzeczywiście klimat tego miasta jest naprawdę relaksujący. Jako że miałam pół dnia przed nocnym busem do Bangkoku, postanowiłam wykorzystać czas i wybrałam się do Wat Phra That Doi Suthep, albo w skrócie Doi Suthep. Tak naprawdę skrót ten oznacza nazwę góry, na szczycie której znajduje się świątynia.
Jak się dostać tam? Otóż najpierw z Chiang Mai musicie wziąć publicznego busika żeby się dostac w okolice zoo - kierowca doskonale wie, gdzie Was wyrzucić - koszt nie powinien wynieść więcej jak 15 THB (ok. 1,80 PLN). Stamtąd jedziecie czerwonym sogathew na samą górę - koszt w jedną stronę 40 THB (ok. 5 ziko). Wjazd na teren świątynny - 30 THB (ok. 3,60 PLN). Zanim jednak wejdziecie do świątyni albo w ogóle kupicie bilet, musicie jeszcze pokonać nieco ponad 300 stopni - taki mały spacerek :P Jeśli jednak wolicie zrobić trochę dłuższą przechadzkę, to zawsze możecie iść pieszo na samą górę - tony potu gwarantowane :) Niemniej ja jednak zdecydowałam się wjechać na górę i później zejść na dół. Tak, taki mały spacerek kilkanaście kilometrów, no kto mi zabroni? ;)
Ogólnie jest to całkiem ładne miejsce, ale nie wywarło na mnie szczególnego wrażenia. Plusem może być widok na Chiang Mai, choć i ten tak do końca nie ujął mnie jakoś specjalnie. Jednakże mogę powiedzieć, że byłam, doświadczyłam i wróciłam ;)
Szybki relaks na Koh Chang
Taki mały przystanek w drodze na Koh Chang sobie zrobiłam, a co! Zawsze fajnie spotkać się z ludźmi poznanymi w drodze. Szczęście w nieszczęściu, również udało mi się złapać wieczornego busa do Bangkoku - koszt 448 THB (ok. 55 ziko). Stamtąd od razu po przyjeździe (ok. 7 rano) przesiadka w kolejny autokar i prom na Koh Chang - koszt 238 THB za busa do Trat (ok. 29 ziko), sogathew na przystań i łódka. Pamiętam, że prom kosztuje 80 THB, ale ile sobie liczą za sogathew - już niestety wyleciało mi zgłowy. Zakładam, że nie był to jakiś koszmarny koszt, ale za to kolejne godziny w podróży. Po przypłynięciu na wyspę również będą czekały na Was kolejne sogathew, które Was zabiorą za drobną opłatą w dowolne miejsce na wyspie. Nie chcę nawet liczyć ile mi zajęła podróż na wyspę z Chiang Mai, albo jeszcze lepiej z Chiang Rai ;) Szczęśliwi czasu nie liczą? Być może. Myślę jednak, że czasami nie trzeba wszystkiego wiedzieć :P
Koh Chang jest spoko miejscówką zarówno dla tych, którzy chcą trochę odpocząć, jak i tym, którzy by chcieli trochę poimprezować. Mi szczerze mówiąc było wszystko jedno, byleby tylko był piasek, morze i słońce. Przyznaję się też bez bicia, że ostatnie dni w Azji spędziłam na totalnym nicnierobieniu. Ba! Nawet nie chciało mi się wypożyczyć skuterka i pośmigać po okolicy. Także wybaczcie, w tym przypadku nie podpowiem co warto tutaj zobaczyć ;) Ale ogólnie wyspę polecam jeśli już tutaj będziecie :D
Powrót miałam zaplanowany do Bangkoku na dzień przed wylotem z powrotem do Polski. Tym razem nie bawiłam się w organizowanie transportu na własną rękę i wykupiłam transfer bezpośrednio z mojego hostelu - koszt 500 THB (ok. 60 ziko) i zero motania się. Warto było trochę dopłacić wierzcie mi :)
W ten oto sposób nadszedł dzień powrotu do Ojczyzny. Spakowana, zwarta i gotowa ruszyłam na lotnisko w Bangkoku. Powrót w sam środek zimy, świetna opcja. Zwłaszcza, że jednym z powodów mojego wyjazdu do Azji było tak naprawdę uniknięcie mrozów ;) Jednak są rzeczy ważne i ważniejsze, a ja musiałam być w kraju. Będąc w Polsce nie nudziłam się, co to, to nie. W dodatku przed wyruszeniem z powrotem do Azji zahaczyłam jeszcze o Szkocję. Piękną, mroźną Szkocję, o której opowiem Wam w kolejnym poście. Tymczasem miłej i bezdeszczowej niedzieli Wam życzę!
Congratulations!
This post has been granted a 100% upvote, courtesy to @wokeprincess, from BlissFish!
Enjoy the Bliss!
Join us on Discord!
Cudna ta biala swiatynia :)
Najpiękniejsza! 😊
Twój post został podbity głosem @sp-group-up oraz głosami osób podpiętych pod nasz "TRIAL" o łącznej mocy ~0.20$. Projekt wystartował 14.05.2019, lista osób z naszego triala oraz wszystkie podbite przez nas posty zostaną opublikowane we wtorkowym raporcie z działalności @sp-group w dniu 21.05.2019.
@wadera
Dziękuję bardzo za wyróżnienie @wadera i @sp-group 😊
Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora #pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz yg całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu publikowanym na koncie @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!
Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.
Dziękuję bardzo! 😊
You have been upvoted by all four members of the @steemexplorers team. Steemexplorers is an initiative to help bring all Steemians information on various services and communities operating all on the STEEM blockchain in a centralized location to save you time and help you grow here on Steemit. It's free, it's easy, and there's a whole lot of information here that you can put to good use. Please come by our discord channel to learn more and feel free to ask as many questions as you'd like. We're here to help! Link to Discord: https://discord.gg/6QrMCFq
You got voted by @curationkiwi thanks to michalx2008x! This bot is managed by KiwiJuce3 and run by Rishi556, you can check both of them out there. To receive upvotes on your own posts, you need to join the Kiwi Co. Discord and go to the room named #CurationKiwi. Submit your post there using the command "!upvote (post link)" to receive upvotes on your post. CurationKiwi is currently supported by donations from users like you, so feel free to leave an upvote on our posts or comments to support us!
This post has received a 3.13 % upvote from @drotto thanks to: @curationkiwi.