Medytacja, buddyzm, wegetarianizm, cisza i totalna odcinka - witam w Suan Mokkh International Dharma Hermitage

30 listopada 2018, w Tajlandii przyjemny upał i ja - u progu pustelni, gdzie miałam spędzić 10 dni na medytacji w ciszy. Dobrowolnie oczywiście. Decyzję o przyjeździe tutaj podjęłam tak naprawdę przed wyprawą do Birmy, kiedy to zupełnie przez przypadek znalazłam informacje o tym miejscu. 10 dni - wydawać by się mogło dłuuuugich dni. Ostatecznie nie możesz odezwać się słowem. Dla mnie osobiście mega wyzwanie. Ale ja lubię wyzwania ;) Dziś zapraszam Was na trochę inną podróż - taką trochę wgłąb siebie.

P_20181211_073505-01.jpeg

Drzewko w samym sercu IDH. Podobno ma zaledwie 30 lat, a wyrosło tak dzięki mocom natury i naturalnym nawozom ;)

Nie powiem żebym była jakoś super uduchowioną osobą, zwłaszcza w momencie podjęcia decyzji o przyjeździe na medytację. A jednak, gdzieś taki cichy głosik z tyłu głowy cały czas mi nawijał, że powinnam się tutaj wybrać. Ostatnie dni spędzone w podróży na południe Tajlandii były mieszanką podekscytowania, ciekawości, ale również były obecne pewne obawy. Jak to wszystko wygląda w praktyce? Zapraszam do poniższej lektury.

Suan Mokkh International Dharma Hermitage i vipassana

Suan Mokkh zostało założone w 1989 roku przez niejakiego Ajahn'a Buddhadasa. Ten Pan Taj, urodzony w 1906 roku, w wieku 20 lat zdecydował się zostać mnichem. Studiował on zarówno wiele szkół buddyzmu jak i inne religie oraz ich tradycje. Po co on to robił?Ponieważ chciał zjednoczyć wszystkich religijnych ludzi aby współpracować, aby pomóc uwolnić ludzkość jednocześnie niszcząc egoizm. No to sobie chłopak wymyślił nie lada zagwozdkę!
Owocem tych dążeń było powstanie International Dharma Hermitage (IDH), gdzie ludzie z całego świata mogą studiować "Prawdę Natury" i zaangażować się w umysłową kultywację medytacji. Technika medytacji, którą tutaj możecie poznać bądź praktykować to Mindfulness with Breathing, czyli Uważność z Oddychaniem (koncentracja i vipassana - technika medytacyjna). Vipassana wywodzi się z tradycji therawady. Polega ona na utrzymywaniu świadomości na naturalnych doznaniach w obrębie całego ciała. Co więcej, praktyka zaczyna się zwykle od nauki techniki Anapana, czyli koncentracji na naturalnym oddechu. I to właśnie będzie Wam powtarzane caaaały czas w IDH.
W języku pali (martwy język średnioindyjski) vipassana oznacza "wgląd", czyli postrzeganie rzeczy i zjawisk takimi, jakimi w rzeczywistości są. Do tego nieocenianie nikogo i niczego. Poprzez medytację staramy się pozbyć lub uniezależnić się od emocji, które są źródłem naszego cierpienia. Vipassana w tym ujęciu to esencja nauki Buddy i doświadczenie prawdy, którą głosił.
Na koniec jeszcze wspomnę, że od 1989 roku aż po dzień dzisiejszy przewinęło się przez to miejsce ponad 25,000 osób z całego świata w wieku od 17 do 70 lat. Wybierając się tam, musicie być pewni, że Wasze zdrowie na to pozwala (zarówno fizyczne jak i psychiczne). Nie jest to odpowiednie miejsce dla osób z zaburzeniami psychicznymi czy też dla osób uzależnionych od narkotyków.

P_20181130_113127-01.jpeg

Główna hala medytacyjna

Podstawowe zasady gry

Wszyscy, którzy decydują się wziąć udział w retreat (po ang. oznacza to rekolekcje/zacisze/wycofanie się/schronienie, ale jakoś te słowa mi tutaj nie pasują, także będę używać angielskiego słówka), muszą dostosować się do kilku podstawowych zasad. Ułatwi to nie tylko życie Tobie, ale i innym. A oto i one:

Zasada nr 1
Utrzymuj ciszę cały czas (wyjątek: wywiady osobiste po trzecim dniu retreat, jakieś nagłe wypadki).

Zasada nr 2
Pozostawaj w obrębie IDH.

Zasada nr 3
Przestrzegaj Ośmiu Nakazów:

  1. Nie odbierać oddechu (powstrzymywać się od zabijania). Nie wolno zabijać nawet komarów czy mrówek, a obu nie brakuje w IDH.
  2. Nie zabierać tego, co nie jest dane (powstrzymywać się od kradzieży).
  3. Zachować umysł i ciało wolne od wszelkich aktywności seksualnych.
  4. Nie krzywdzić innych przez mowę.
  5. Nie szkodzić sobie substancjami odurzającymi i prowadzącymi do niedbalstwa (zero alkoholu, narkotyków, papierosów).
  6. Nie jeść między południem a świtem.
  7. Nie tańczyć, śpiewać, grać lub słuchać muzyki, oglądać programów, nosić ozdób, upiększać się perfumami czy kosmetykami.
  8. Nie spać ani siedzieć na luksusowych łóżkach i siedzeniach.

Ja bym dodała jeszcze jedną zasadę - kobitki trzymają się z kobitkami, a mężczyźni z mężczyznami. To oznacza, że panowie i panie mają oddzielne miejsca gdzie jedzą, medytują, uprawiają jogę czy też gdzie mieszkają. I jest to bardzo dobra zasada, bo niesamowicie pomaga się nie rozpraszać ;)

P_20181130_103900-01.jpeg

Widok na kwaterę dla pań - pokoje/cele są naokoło trawnika. Na samym końcu jest wspólna łaźnia.

Jak wygląda rejestracja?

W poprzednim wpisie kilka razy powtórzyłam, że miałam czas do ostatniego dnia listopada by się pojawić w Suan Mokkh. I tak rzeczywiście to tutaj działa. By móc wziąć udział w danej "edycji" należy stawić się osobiście w Suan Mokkh ostatniego dnia danego miesiąca, przed którym chcecie wziąć udział w retreat. Nie ma czegoś takiego jak rezerwacja przez maila, telefon czy też tradycyjnie Pocztą Polską ;)

Dodatkowo, jeżeli chcecie najpierw przekonać się jak wygląda to miejsce z bliska, to możecie przybyć dzień wcześniej i spać w prawdziwym klasztorze niedaleko IDH za friko.

Przed zarejestrowaniem się dostaniecie zbiór niezbędnych informacji - co, gdzie, jak i po co. Dzięki temu możecie się przekonać czy rzeczywiście chcecie tutaj spędzić 10 dni. Oczywiście na miejscu są wolontariusze, którzy odpowiedzą na każde Wasze pytanie (cała impreza odbywa się w języku angielskim, także jeśli Wasze umiejętności językowe są minimum średnio-zaawansowane, to na relaksie powinniście dać radę). Po przeczytaniu informacji i wypełnieniu formularza każdy przechodzi mały "wywiad". Tzn. wolontariusz zada Wam kilka pytań (np. czym dla Ciebie jest medytacja) i jest to również czas na jakieś Wasze kolejne pytania czy wątpliwości.

Jak już te etapy będziecie mieli za sobą, to pozostaje "czysta biurokracja". Wolontariusze poproszą Was o paszport i opłatę w wysokości 2000 THB (ok. 240 PLN). Jest to opłata rejestracyjna, bezzwrotna. Za te pieniążki pokrywane są wydatki związane z Waszym pobytem. Z tego co się dowiedziałam później, takie 10 - dniowe retreat są organizowane za darmo np. w Birmie czy w Malezji. Także macie i taką opcję do wyboru ;) Ostatnią rzeczą, dla niektórych pewnie najcięższą, jest rozstanie się z telefonem, laptopem, książkami i wszelkimi innymi "rozpraszaczami". Po prostu oddajecie wszystko na przechowanie (w zamian otrzymując kwitek, który musicie trzymać do ostatniego dnia, do odbioru). Najpóźniej macie czas do 16 aby się uporać ze wszystkimi super ważnymi i niecierpiącymi zwłoki sprawami. A później... wolność? O tym się już sami będziecie mogli przekonać =] Ale na pewno wolność od świata zewnętrznego. W końcu m.in. po to tutaj się przybywa, czyż nie?

Po wykonaniu wyżej wymienionych czynności będziecie musieli również wybrać dla siebie jedno zadanie, które codziennie będziecie wykonywać. Jest to tzw. praca społeczna, choć tak naprawdę Ty również będziesz korzystać z jej owoców ;) Zadań jest sporo, także jest w czym wybierać - od dbania o łazienki, po zamiatanie hali do jogi czy zgarnianie liści ze ścieżek. Do wyboru, do koloru.

P_20181211_074404-01.jpeg

Hala do jogi dla pań

O 16 będziecie mogli się rozgościć w Waszych nowych pokojach, tudzież celach. Później macie trochę czasu dla siebie - możecie pozwiedzać Wasze nowe osiedle, czy też wybrać się do gorących źródeł (super sprawa =)). O 19 odbywa się spotkanie orientacyjne i jest to czas kiedy również możecie zadać pytania, jeśli jeszcze takowe przyjdą Wam do głowy. Kiedy pytania się wyczerpią, to oficjalnie rozpoczyna się czas milczenia. O 21.30 gasną światła i przed Wami aż 6,5 godziny pięknego snu przed rozpoczęciem retreat. Tym razem już pełną parą.

P_20181130_101944-01.jpeg

Mój nowy apartament

Zwykły dzień w IDH

Zapomniałam wspomnieć wcześniej, że nie macie się czego obawiać, że może miejsca dla Was nie starczyć. Podczas mojego pobytu w IDH było ponad 100 osób z całego świata, a i tak wiele cel pozostało niezajętych przez nikogo.

No dobrze, przejdźmy już do rozkładu jazdy na cały retreat x)))
04.00 - pobudka - tak, 4 rano i nie ma, że boli. Po pierwsze będziecie słyszeć dzwon, który do cichych zdecydowanie nie należy. A po drugie, jeśli to nie pomoże, to pomogą wolontariusze. Mają bardzo mocne kości dłoni, które w kontakcie z drzwiami do Waszej celi stanowią niezastąpiony budzik.
04.30 - poranne czytanie
04.45 - medytacja siedząca
05.15 - joga lub ćwiczenia, tzw. Mindfulness in motion
07.00 - zagłębianie tajników nauki buddyzmu - Dharma
08.00 - śniadanie i czas na wykonanie Waszego zadania. Jeśli się uwiniecie ze wszystkim w miarę sprawnie, to będziecie mieli trochę czasu dla siebie. Ja jak miałam chwilę dla siebie, to zazwyczaj... spałam :P
10.00 - zagłębianie tajników nauki buddyzmu - Dharma
11.00 - medytowanie chodząc lub stojąc
11.45 - medytacja siedząca
12.30 - lunch i czas na wykonanie zadania (w zależności od tego, jakie zadanie sobie wybraliście, może być ono wykonywane o różnej porze dnia)
14.30 - wskazówki do medytacji i medytacja siedząca
15.30 - medytowanie chodząc lub stojąc
16.15 - medytacja siedząca
17.00 - chanting - śpiewy oraz loving kindness meditation (miłująca medytacja dobroci - w tłumaczeniu moim zdaniem brzmi to średnio ;)) - zazwyczaj było to przemówienie jednej wolontariuszki i późniejsza krótka medytacja. Jeśli chodzi o śpiewy, to zazwyczaj sceptycznie podchodzę do takich akcji, ale tutaj miło się rozczarowałam.
18.00 - herbata i gorące źródła - generalnie jest to również czas wolny. Herbata nie zawsze była herbatą, często było to gorące, pyszne kakao =) A gorące źródła po zachodzie słońca? Super sprawa - głębia wody oświetlana licznymi gwiazdami plus oczywiście cisza i Ty - piękne połączenie =]
19.30 - medytacja siedząca
20.00 - grupowe medytowanie chodząc
20.30 - medytacja siedząca
21.00 - czas spania
21.30 - gaszenie świateł i lulu =]

Jeśli chodzi o rozkład dnia, to muszę przyznać, że został on dobrze przemyślany. Było trochę czasu dla siebie, trochę pracy i dużo medytacji oraz poznawanie buddyzmu. O dziwo tak wczesne pobudki nie były dla mnie problemem. Również tak wczesna kimka - szczerze, to ja zasypiałam jak dzidzia po 10 minutach maksymalnie.

Na koniec jeszcze dodam, że ostatnie 2 - 3 dni nieco różniły się nieco od tego, co widzicie powyżej. Jeden dzień, bodajże 8, był zdecydowanie wyjątkowy - wyglądał on tak, jak spędzają go normalni mnisi. Czyli przede wszystkim jeden posiłek w ciągu dnia =] A na wieczór herbatka. I dobrze, że dopiero pod koniec retreat jest organizowany taki dzień, bo pewnie wiele osób by się wykruszyło :P

P_20181130_103829-01.jpeg

Wspólna łaźnia - kąpu kąpu w tajskim stylu =]

Dlaczego Suan Mokkh

No dobra wszystko to niby pięknie i tak głęboko brzmi. Super! Nie jestem buddystką, ale bardzo chciałam nauczyć się medytować. Do tej pory moje próby medytowania zwykle były dość mizerne, jeśli nie powiedzieć, że żałosne... Zwłaszcza kiedy próbowałam sama sobie medytować... na leżąco. Jedyne co do mnie dotarło przez taką praktykę to to, że jest to najlepszy sposób na uśnięcie - gwarantuję, że po 5 minutach będziecie już chrapać! Także sama tak naprawdę do końca nie wiedziałam jak się za to wszystko zabrać.
Dlaczego akurat do Suan Mokkh, na południe Tajlandii? W sumie to nie było konkretnego powodu. Po prostu poszukałam informacji i dowiedziałam się, że tutaj prowadzone są takie 10-dniowe coś a la kursy medytacji. Wiem też, że na północy Tajlandii jest jeszcze jedno miejsce, gdzie również można przyjechać medytować kiedy się chce i na ile się chce. Odrzuciłam jednak tą opcję, ponieważ nie miało to jakiegoś konkretnego planu. A takie 10 dni wydawały się bardzo sensowne i poukładane.

P_20181130_142434-01.jpeg

Hala do samodzielnej medytacji/jogi

Moje obawy

Oczywiście miałam drobne obawy przed przyjazdem do IDH. Były one dość prozaiczne :P Pierwsza i najważniejsza obawa - jak ja dam radę wytrzymać o dwóch posiłkach w ciągu dnia? Po 8 i po 12?! To, że bez mięsa, to jeszcze pół biedy. No powiedzmy, że pół biedy. Ale dwa razy dziennie? A Ci wszyscy mądrzy, którzy twierdzą, że przecież trzeba jeść co kilka godzin? Nie 10 dni milczenia było problemem, tylko 10 dni o 2 posiłkach dziennie. Jednak później pomyślałam sobie, że skoro inni (tym bardziej mężczyźni) dali radę, to ja nie dam?
I tutaj bardzo miłe "rozczarowanie". Nie dość, że szamka, która była dla nas przygotowywana była baaardzo smaczna (chociaż czasami na pierwszy rzut nie wyglądała zbyt zachęcająco), to zaczęłam mniej jeść. Wynikało to z faktu, że nie mogłam się skupić na medytowaniu kiedy byłam najedzona - czytaj: po prostu czułam się zbyt ciężko. Kolejne miłe zaskoczenie to takie, że po 10 dniach mój organizm ewidentnie lepiej funkcjonował, a ja zdecydowanie lepiej się czułam. No i drogie panie, pewnie to Wam przypadnie do gustu - ja po 10 dniach zjechałam z wagi o ok. 2,5 kg. Tylko u mnie to chyba mięśnie zjechały, więc jak dla mnie średnio pozytywnie ;)

P_20181211_074400-01.jpeg

Inną obawą była godzina pobudki. 4 rano... TAK! 4.00 RANO! Moja pierwsza myśl - chyba upadłam na głowę. Druga myśl - pewnie ma to jakieś znaczenie tudzież sens, którego jeszcze nie widzę/nie znam. Nie mogę powiedzieć, że należę do osób, które długo gniją w łóżku, ale no bądźmy ludźmi - może tak dajmy sobie pospać minimum do 6 rano? No cóż, nie tutaj ;) A co do sensowności owej godziny - podobno o 4 rano kwitną kwiaty i jest to najlepszy czas dla naszych mózgów. W praktyce okazało się, że nie miałam najmniejszych problemów z tak wczesnym wstawaniem. Ale gdyby ktoś miał, to spokojnie - dzwon i wolontariusze zadbają o to, żebyście się nie spóźnili na poranne zajęcia.

I ostatnia rzecz - czy decydując się na 10-dniowe zamknięcie oznacza to, że nie ma opcji żeby wyjść wcześniej? Okazuje się, że jak najbardziej nie ma problemu - jeśli czujecie, że to nie to, że nie chcecie tutaj być, bądź rączki Was świerzbią żeby sprawdzić co się dzieje na Facebook'u, to nikt Was tutaj trzymać za wszelką cenę nie będzie.

Meditation retreat w praktyce

Generalnie tak, jak to wszystko wyżej opisałam, tak wyglądało to w praktyce. Jeśli chodzi o takie bardziej przyziemne sprawy, to pamiętam, że podobno gdzieś ktoś widział jakiegoś węża. Trzeba pamiętać, że tutaj mieszka się na łonie natury. Ale spokojnie, poza wężami również możecie spotkać tutaj skorpiony :P
Inna rzecz, a w zasadzie dwie, które średnio wspominam to miliardy komarów (oj nie oszczędzą nikogo) oraz pająki. Nie małe pajączki, ale bycze bydlaki. U mnie w pokoju trzykrotnie skubańce mnie odwiedzały. Nie mam arachnofobii, ale nie jestem fanką ani Spiderman'a ani jego ziomków, także szybciutko pozbywałam się nieproszonych gości miotłą (jedna z zasad - nie zabijaj!).

Inną przyziemną sprawą i również miłą niespodzianką była drewniana poduszka. Tak, dobrze czytasz - drewniana. Poduszka. Jak to może być miła niespodzianka? Ano po prostu trzeba spróbować choć raz na niej spać - nic nie boli, mega wygodnie - wbrew pozorom! Przysięgam =]

P_20181130_102027-01.jpeg

Tak wygląda łóżko. Z przodu po prawej stronie zobaczycie drewnianą poduszkę. Dodatkowo dostajecie moskitierę, kocyk i matę bambusową. A łóżko to nic innego jak płyta betonowa. Full wypas =)

Kolejną rzeczą, o której nie zapomnę to wieczorna medytacja chodząc. Pierwszego dnia oznajmiono nam, że bez butów, jeden za drugim mamy iść na medytację wokół jeziora. I teraz wyobraźcie sobie - ciemno jak w d...e, ok jest kilka pochodni i gwiazdy jaśniejące na niebie, ale to tyle. Do tego dodajcie świadomość, że gdzieś śmigają hordy pająków, węże i skorpiony. I ja mam iść tam boso i do tego jeszcze medytować. Krzyż na drogę.
Za pierwszym razem ta medytacja u mnie to była totalna porażka - jedyne o czym myślałam to to, żeby jak najszybciej wrócić znad jeziora. I jedyne słowo w mojej głowie to "Szybciej!". Kiedy tak myślałam, żeby wszyscy się sprężali to... nagle się zatrzymaliśmy. I tak sobie mieliśmy pokontemplować przez kilka minut. No na bank! Nie wiem czy komukolwiek się to udało, mi na pewno nie ;) Muszę przyznać, że pierwszy raz był najtrudniejszy, później było już z górki i wcale nie myślałam o potencjalnych stworzeniach pod moimi nogami. Ba! Nawet bardzo lubiłam tą medytację ;)

P_20181211_073653-01.jpeg

Owe jeziorko za dnia

W ogóle pewnie Was jeszcze ciekawi jak w praktyce wygląda medytacja. Tutaj głównym założeniem jest początkowo skupić się na głębokim wdechu i wydechu. Oczywiście wykorzystując do tego przeponę. I staramy się oczyścić głowę z miliarda myśli, które głównie wtedy właśnie będą Was bombardowały. U mnie dużym rozpraszaczem była muzyka, którą słyszałam w głowie. Głównie piosenka Bruno Marsa, zupełnie nie wiem czemu ;) A tak serio, to medytacja jest długim procesem i nie ma się co przejmować, że na początku czy nawet po miesiącu nam nie wychodzi. Jest to ciągły proces, który raz rozpoczęty, trwa całe życie :) I chyba to jest w tym wszystkim najpiękniejsze =]

Jeszcze Wam nie powiedziałam czy udało mi się wytrzymać całe dziesięć dni w odosobnieniu, milczeniu, medytacji, bez cudów współczesnej technologii, o dwóch wegetariańskich posiłkach dziennie. Otóż tak, udało mi się. Ba, nawet jak dla mnie nie było aż tak ciężko jak mi się wydawało przed przyjazdem. Co więcej, nawet mogłabym zostać tam i dłużej.

Czy obyło się bez kryzysów? U mnie był jeden, czwartego dnia. Pamiętam, że wszyscy wokoło mnie denerwowali. Pomimo tego, że przecież nikt z nikim nie rozmawiał. A jednak =]

Czy te 10 dni w jakiś sposób mnie odmieniły? Myślę, że trochę tak. Czas tam spędzony otworzył mi oczy na kilka spraw i zdałam sobie sprawę z kilku innych ;) Natomiast Ci, którzy oczekują jakichś objawień czy też diametralnych zmian albo przełomów - może i się zdarzają, ale nie u mnie :P

Czy polecam takie miejsce jak IDH i spędzenie 10 dni w odosobnieniu, milczeniu i medytacji? Jak najbardziej. Ciekawe rzeczy wychodzą w trakcie takich retreat'ów i sporo możecie się dowiedzieć o samych sobie. Poza tym warto się czasem dosłownie zatrzymać, skupić na sobie, dać sobie trochę czasu i troski. Jeśli nie boicie się samych siebie i tego, co macie/skrywacie w swoim wnętrzu, a zastanawialiście się nad czymś takim, to polecam. Trochę taka jazda bez trzymanki =) Ale jak najbardziej w pozytywnym znaczeniu.

Czas spędzony w IDH był tym, czego potrzebowałam. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Dla mnie oznaczało to zawijkę z powrotem do Bangkoku pozałatwiać nieco przyziemnych spraw i wyruszyć w dalszą podróż - do Laosu. I tym miłym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Gorąco zapraszam na kolejny post, już za tydzień =] Ahoj przygodo!

Czołem!

Karola

P_20181211_074043-01.jpeg

P.S. Jeśli czujecie niedosyt po moim super długim wpisie, zapraszam na stronę internetową Suan Mokkh International Dharma Hermitage: http://www.suanmokkh-idh.org/ Tutaj znajdziecie wszelkie niezbędne szczegóły.
Albo jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie w komentarzach, z chęcią odpowiem =]

Dodatkowo, jeśli nie jesteście zainteresowani medytacją w buddyjskim wydaniu i wolicie wersję katolicką, to wiem, że w Polsce organizowane są Rekolekcje Ignacjańskie. A dla buddystów w Polsce - myślę, że w kraju też coś się znajdzie. Nikt nie powiedział, że koniecznie trzeba jechać do Tajlandii ;)

Sort:  

Coś Ci nie wierze z tą drewnianą poduszką... Ale tekst świetny, jak zwykle.
Twój post został podbity głosem @sp-group-up Kurator @julietlucy.

Że wygodna? Polecam przetestować 😊
Dziękuję za wyróżnienie! 😍

Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora @pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!

komentarz.png

Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.

Dziękuję bardzo za wyróżnienie! 😊

!tipuvote 7 hide

Nie bardzo rozumiem 😊

Pięknie piszesz...Pozdrawiam

Dziękuję bardzo i zapraszam na kolejne posty =)

Na "retreat" po polsku przyjęło się mówić "odosobnienie" :)

Super sprawa i jak będe w Azji też chcę wziąć udział! Znacznie tańsze takie odosobnienie niż w Polsce. Dotychczas miałem jedynie odosobnieie w tradycji zen, ale one się nie różnią znacznie. Z tym, że byłem jedynie na takim trzydniowym. Nawet wstawaliśmy o tej samej godzinie :)

Świetny i rzetelny osób początkującego. Powodzenia na drodze! Nie jestem jakoś głęboko w praktyce i buddyzmie, ale staram się, jak masz jakieś pytania to wal :)

Oooo widzisz - odosobnienie pasuje! :) Dzięki!

Też chcę kiedyś w przyszłości sprobować Rekolekcji Ignacjańskich =) A w Azji - jeśli tylko będziesz i będziesz mieć czas, to myślę, że jest to super sprawa. Co do opcji w tradycji zen - tego próbowałam ze spotkanym w Laosie Brazylijczykiem i potwierdzam, rzeczywiście nie różnią się znacznie :)

Trzydniowe odosobnienie, to zawsze coś! Cieszę się bardzo =] Natomiast dla totalnych laików jednak bym polecała 10 dni (oczywiście w miarę możliwości). Myślę, że taki czas pozwoli nowicjuszom oswoić się i wczuć w klimat na spokojnie. Również daje to czas na przejście różnych faz, które mogą się u kogoś pojawić.

Dziękuję za miłe słowa i jak tylko jakieś pytania się pojawią, z chęcią skorzystam z pomocy ;)

Pozdrawiam!