# Wieśniak w... Muzeum.
Od zawsze fascynował mnie Dali. Traf chciał, że akurat wtedy mieszkałem w mieście, w którym znajdowało się kilka jego prac. Monachium. Jako że zbliżała się noc muzeów, postanowiłem zakupić bilet i zakosztować odrobinę sztuki.
Pierwszym przystankiem na całonocnej drodze była Nowa Pinakoteka. Nie planowałem tam iść, bo przecież tam nie ma nic Daliego. Ale zachęcony słynnymi słonecznikami van Gogh'a nie mogłem przejść obojętnie.
Pierwsze rozczarowanie. Ludzie. Nie patrzyli na to co przed nimi, tylko w telefony. Pozując, robiąc słodkie miny do selfie z "obrazkiem" w tle. Bo przecież nieważne, że nic nie zobaczymy będąc w muzeum, ważne jest, żeby to inni na "fejsie" widzieli gdzie byliśmy. Mijając dzieła Gauguin'a, Monet'a, Degas'a, dotarłem wreszcie do celu. Słoneczniki.
Zawsze myślałem, że tego typu dzieła otoczone są specjalną opieką. W końcu to jeden z najbardziej rozpoznawalnych obrazów na świecie. Otóż nie, wisi sobie ot tak na ścianie, otoczony innymi obrazami. Przypatrując się z bliska, można dostrzec kurz na ramie. Domorosły artysta-krytyk, w ramach swojego "performansu", może wejść, zdjąć go ze ściany i zrobić z nim co tylko zechce. Kara zapewne byłaby ogromna, ale strata jeszcze większa. Obraz sam w sobie nie wywarł na mnie wrażenia, może dlatego, że w głowie już był Dali. :)
Kolejnym krokiem było Museum Brandhorst. Znajoma "artystka" namówiła mnie na wyprawę tam. Bo przecież tam jest Twombly i Warhol. Warhol'a miałem już okazję podziwiać. Ale Twombly był dla mnie zagadką. Tu zdecydowanie było mniej ludzi. Podejrzewam, że dlatego, ponieważ nie można było robić zdjęć wewnątrz. A co to za wyprawa, skoro nie można się pochwalić. Warhol jak Warhol. Nie przepadam, ale ma ciekawe prace. Przejdźmy do ulubieńca mojej znajomej. Cy Twombly. Ogromne obrazy. I właśnie tylko ten rozmiar mnie zadziwił. Prace wyglądające jak tablica w szkole, do której dopadli się pierwszoklasiści pod nieobecność nauczyciela. Kilka kolorowych plam, jakieś napisy i tyle. Moja dusza chyba jest za mało artystyczna, żeby wydobyć jakąkolwiek głębię z nich. Po wyjściu udałem się na tradycyjny niemiecki posiłek w postaci kebaba. Papierek, w który był zawinięty, z nadrukowanym widelcem i nożem wydał mi się ciekawszy niż dzieła pana Twombly'ego.
I wreszcie dotarłem do Pinakothek der Moderne, celu mojej podróży. Tutaj zrozumiałem dokładnie co znaczy, że każdy może zostać artystą. Joseph Beuys widząc pewne twory, pewnie nigdy nie odważyłby się wypowiedzieć swojego słynnego zdania. Bo i jaka to sztuka obciąć pół kabla od żelazka i włożyć do akwarium? Nie wspomnę o plamie na ziemi, na którą z podziwem i uznaniem spoglądali ludzie. Codziennie mijają takie idąc po ulicach. Ale nie, tutaj trzeba stanąć, porozmyślać. Kiedyś wylałem puszkę z farbą malując mieszkanie klienta. Niestety nie zachwycił się, a wyglądało to podobnie. Picasso przykuł moją uwagę na jakiś czas. Ale tutaj były kolejki do zdjęć, więc na dłuższe podziwianie nie było szans. Kandinsky też zapadł mi w pamięci. Występ na żywo. Performans, którego byłem świadkiem, jedynie uświadomiły mnie, że teraźniejsza sztuka jest nie dla mnie. Mały podest, na który kładli się zwiedzający. Kilkoro ludzi ze sznurkami w dłoniach opuszczający wielki kawał materiału na leżących. Nie wiem, nie znam się. Chyba nikt tam się nie znał. Nawet osoby opuszczające tę płachtę miały ubaw, kiedy kolejny znawca sztuki nowoczesnej kładł się i przybierał pozycję pasującą do tego duchowego przeżycia. Mi to przypominało Teris.
No i wreszcie Dali. Jedno z marzeń spełnione. O Dalim chciałbym napisać więcej, więc pozostawię to na kolejny raz. :)
Sztuka nowoczesna nie jest taka bezwartościowa, ale nietety festiwale jak noc muzeów ni pomagają w jej zrozumieniu. Za dużo ludzi, gonitwa od punktu do punktu robią swoje.
"Słoneczniki" van Gogha w Monachium to tylko jedna z 5 wersji tego obrazu, może inna wersja wywarłaby inne wrażenia... Kwiaty w czasie malowania blakły stąd różnice kolorystyczne w kolejnych wersjach obrazu.
Gratulacje, twój post został uwzględniony przez @OCD w dziennej międzynarodowej kompilacji o numerze #123!
Możesz także dodać @ocd do obserwowanych użytkowników – dzięki temu dowiesz się o innych projektach i poznasz różne perełki! Walczymy o transparentność.
Świetny post :)
Klikam follow...
Ja też uwielbiam Daliego. A raczej uwielbiałam - do momentu, kiedy przeczytałam jego książkę. Do tej pory pamiętam to głębokie rozczarowanie. Bo jak to? Jak ktoś, kto tak bosko maluje, może być takim nadętym burakiem? Od tamtej pory nie jestem w stanie patrzeć na jego obrazy tak samo. Ale surrealizm kocham nadal :)
Wcale nie jest to takie rzadkie. Wśród ludzi sukcesu (we wszystkich branżach) jest znacznie większy procent socjopatów niż średnia w ogóle społeczeństwa (nie wiem czy dobrze pamiętam, że ktoś u Steva Jobsa dla zabawy zdiagnozował (ale zdalnie) socjopatię). Co ciekawe, procent socjopatów w więzieniach jest znacznie niższy niż ta sama średnia (są zbyt sprytni by dać się złapać). I są na to badania naukowe (szukać mi się nie chce ale opowiadał o tym jakiś profesorek w Trójce). I potwierdza to moje doświadczenie życiowe :-).
Dodaj jeszcze do socjopatów (i zamieszaj) zarozumiałych bufonów, aroganckich egocentryków i megalomanów - i masz elitę biznesową i artystyczną. ;-)
Podejrzewam, że część z nich może nie wymagać złapania, bo co prawda są niezłymi s..., ale nie naruszają prawa.
Chodziło mi o to, że jak mi się zdaje, istnieje taki stereotyp socjopaty - zarośnięty, niedomyty brutal, siedzący w więzieniu i gwałcący współwięźniów. A tak naprawdę, wygląda na to, że znacznie łatwiej spotkać socjopatę na tak zwanych salonach niż w więzieniu.
Fakt, po autobiografii zaczyna się odrobinę inaczej spoglądać na Daliego. Mnie to jakoś nie zraziło. Może dlatego, że uwielbiam również Bukowskiego, który również miał dosyć wybujałe ego. :) A z powyższym postem użytkownika @alcik, zgadzam się w stu procentach. :)