Opowiadanie/ powieść w odcinkach

in #opowiadanie4 years ago (edited)

OPOWIADANIE

WSTĘP

  • Słońce, pięknie wschodzi – powiedział mały człowiek w zielonkawej kamizelce imieniem Alfred – tam coś przecież musi być.
  • Może jest – odpowiedziała Magdalena, czarnowłosa dziewczyna o dziwnych spiczastych uszach, które dość krótkie, jednak zasłaniały jej prawie całą twarz, i spływały na ramiona – a przynajmniej tak mi się wydaje, choć w sumie to nie znam nikogo kto przeszedł kiedyś poza wyspę.
    I dziewczyna spojrzała w stronę wschodzącego zza oceany słońca, które wznosiło się powoli z tafli błękitnego oceanu, i zmierzało ku błękitnym niebiosom, w stronę białych jak śnieg obłoków, które powoli przemierzały świat. Piasek pod ich mokry stopami zatrzymywał na chwilę ich ślady. Jednak przemywany lekkimi falami szybko je zacierał. Taka jest natura plaży, piękna, szeroka piaszczysta plaża wraz z nożem zaciera szybko ślady obecności człowieka. A szli Oni do łodzi, niewielkiej wydłubanej z pnia grubego drzewa z szerokim skośnym żaglem, i dwoma pływakami po obu stronach, w całości ta powiązana sznurami konopnymi konstrukcja, krucha niczym skorupka jajka i bardzo mała w porównaniu do oceanu. Jednak trwa, i właśnie na tej łodzi ludzie codziennie rano wypływają aby łowić ryby.
  • Popchnę łudź, a ty trzymaj wiosło! - Powiedział Alfred.
  • Dobrze, ale dzisiaj wskocz zanim wypłyniemy na głębinę – powiedziała Magdalena – bo chcę znowu tłumaczyć w wiosce że nie zdążyliśmy nałapać ryb!
  • Oczywiście – odpowiedział Alfred - musimy zdążyć nim ławica przepłynie.
  • A poza tym mógłbyś w końcu nauczyć się pływać, żebym nie musiała cię wciąż wyciągać z wody.
    Oczywiście Alfred potrafił pływać, ale uważał za niestosowne chwalić się tą umiejętnością przed tą dziewczyną. Trzeba przyznać, że nawet polubił być wyciągany przez nią z wody. Lecz Alfred biegnie, na ile może w wodzie, trzymając się łodzi, wypycha ją w stroną oceanu, po czym wskakuje, z pomocą Magdaleny a na łodzi chwyta za wiosło, i zaczyna mocno wiosłować. Ocean, mimo że tafla wody jest spokojna, jest jednak potężny, i prądy morskie zepchnęły by łódeczkę z powrotem na brzeg. A ryby nie czekają. Wiosłując słuchał jak Magdalena śpiewa starą pieśń o połowach ryb.
  • Oczywiście Magdaleno – powiedział Alfred – masz rację że powinniśmy być wdzięczni za ryby tym który je dla nas złapali. Tak, ja na przykład wiosłuje, a Ty rozciągasz sieć w morzu. Dzięki temu mamy ryby.
  • Gdyby Ocean nie chciał, i ryby by nie przypłynęły to byśmy ich nie złowili!
  • A co by te ryby mogły robić – powiedział Alfred – zawsze przypływają, bo tam, w ciepłej wodzie mają co jeść.
    Jednak dziewczyna nie dała za wygraną, i w żaden sposób nie godziła się że ryby są, bo muszą. Jednak to rozmyślanie o naturze oceanu i istot żywych przerwały delfiny, które z jakiegoś powodu przypływały do łodzi, zanim ludzie rozwinęli sieci.
  • Patrz, delfiny – powiedziała Magdalena zanim wskoczyła do wody, by popłynąć z delfinem – może te delfiny tak samo bawią się z ludźmi jak ludzie z nimi.
  • Nie – odparł Alfred kiedy Magdalena przepływała koło łodzi stojąc na delfinie – nie one to takie są po prostu, ty myślisz że one myślą, a to przecież nie prawda!
  • Prawda, prawda – Odparła Magdalena – w końcu przodkowie opowiadali jak delfiny ratowały ludzi, i jak pierwszy raz pramatka wypłynęła na drewnie w morze. Opowiadali jak delfiny oglądały łudź, i jak naganiały dla niej ryby. No teraz możesz wystawić sieć, bo już odpływają! - To powiedziała i wskoczyła do wody, wspięła się z pomocą Alfreda na łódź, i zaczęła rozwijać sieć. Mała łódka powoli płynęła zza nią zostawała pływająca sieć długa na najmniej kilkanaście metrów. Po niedługim czasie rzeczywiście zaczęły nadpływać ryby, płynęły blisko powierzchni, szybko, aby dostać się na żerowisko. Często wyskakiwały z wody, tek, że lądowały nawet w łodzi, a nad ławicą latało całe mnóstwo ptaków, łapiących ryby tak nurkujących w wodzie, zagarniających ryby z powierzchni, a nawet takich, które łapały inne ptaki niosące zdobycz. Wielka ławica przepłynęła a wraz z nią chmary ptaków, lecz ludzie siedzieli na łodzi, czekali, dopiero kiedy przypłynęły ponownie delfiny można było wejść do wody . Wprawdzie nie wiedzieli czemu, ale tak zawsze było,tak pokazał im ten, który uczył ich łowić.
  • Ja nie wiem czemu tak jest – powiedział kiedyś nauczyciel – ale tak było zawsze, tak ojciec z Matką mówili:”nie wchodź do wody, zanim nie przypłyną delfiny, jak przypłyną możesz wejść, nie dotykaj sieci.”
    I przypłynęły trzy delfiny, które zawsze z ciekawością przyglądały się ludziom, i wystawiły jak zawsze swoje uśmiechnięte głowy ponad wodę i z trajkotem pokazały ludziom, że już pora wyciągać sieci.
  • Zabawne te delfiny – powiedziała Magdalena – i bardzo przyjacielskie. Ciekawe, czy naprawę nas lubią.
  • Tak, pomagają nam – przyznał Alfred – jednak to wcale nie jest dowodem, ze delfiny nas lubią, ani nawet że rozumieją co robią.
    W tym momencie jeden z delfinów wyskoczył z wody i tak do niej wpadł, że oblał mężczyznę. Tak, jak by chciał mu powiedzieć, że doskonale wie co mówi, i nie lubi jak się go nazywa głupią rybą. Co oczywiście wywołało śmiech Magdaleny, i może pozostałych delfinów. W każdym razie sieć z rybami powili trafiała na pokład łodzi, a z siecią, całe mnóstwo ryb. Ludzie zręcznie oddzielali dobre ryby i wyrzucali te których nie mogli zjeść, uważając na węże i meduzy, które mogły by dotkliwie zranić, a może nawet zabić człowieka.
    -W każdym razie – odpowiedział Magdalena – wiedzą że o nich mówisz i to mówisz nie pochlebnie!
    Przez chwilę ludzie śmiali się z polanego wodą Alfreda, delfin też jakby śmiał się z psikusa którego zrobił zadufanemu w sobie człowiekowi, który śmiał wątpić w jego rozum. Po dość długim czasie, kiedy sieć już była wyciągnięta, a łódź prawie pełna ryb, nadszedł czas powrotu. Alfred z wysiłkiem wiosłował pokonując łodzią prądy oceanu, i prąc powoli w stronę wyspy. Tam, we wsi starsi oprawią i uwędzą złowione ryby.