MARKS, ENGELS I KORWIN
Niemcy, lata 80 XIX wieku, miejscowość nieznana, piwnica,wieczór.
Pomieszczenie pełne.Czuć woń smaru, tabaki i nafty z lamp. Na prowizorycznym podeście stoją dwaj brodaci panowie i wygłaszają mowę. Przed nimi tłum składający się z leniwej warstwy robotników, bezdomnych i pijaczków. Słuchają z nadzieją na spełnienie się przedstawianych przez mówców tez. W prawym, niedoświetlonym rogu piwnicy śpią stuleni ze sobą ci, którzy już nasłuchali się wystarczająco siorbiąc przy tym podrzędne tanie piwsko kupione za otrzymane od brodaczy marki niemieckie. W lewym rogu jakiś kloszard bezczelnie szcza; czyniąc się obszczymurem.
Przemawiający zmierzają ku końcowi:
- I tak oto drodzy państwo ja i Pan Engels kończymy ową rozprawę o słuszności postulatów socjalistycznych w życiu zwykłego zjadacza chleba, czyż nie?
- Oczywiście kolego Karolu, czy są jakieś pytania?
Wysunęła się ręka z środka tłumu. Padło pytanie z ust prowadzącego:
- Jakie jest twoje pytanie kamracie?
- Czy jak (siorb) pójdę do szefa i mu zrobię (siorb) strajka(siorb), to czy ten zasrany kapitalista (siorb) da mi piniondze za siedzenie na dupsku?
- Tak, wystarczy że pan skrzyknie się z kolegami i będziecie protestować pod fabryką ze wam źle, że was wyzyskuje, że traktuje jak zwierzęta.
- Ale kiedy my tam (siorb) pracujemy normalnie (siorb) i uczciwie dostajemy piniondze, i nawet jak (siorb) te hasła są nieprawdziwe toteż mamy (siorb) strajkować?
- Czego ty kur** pacanie nie rozumiesz. Chcesz za darmo pieniądze mieć nierobie? To zapierda*** kłamać i oszukiwać. Rozumiesz robolu?
-Tak, ale pan mi powie…..
W tej chwili drzwi do piwnicy się otworzyły. Wszedł przez nie wysoki, siwiutki mężczyzna z porządnym wąsem. Miał na sobie garnitur ciemny, dobrze skrojony, białą koszulę i czerwoną muszkę. Wstąpiwszy do środka rzekł:
- Witam szanownych panów, mam tu dla was mały prezent, czy mogę go wnieść?
- Co to za prezent? – zagadnął Marks.
- Najpierw grupowe zdjęcie, a potem coś czego dostaniecie po równo.
- PO RÓWNO!!! Dawaj pan to do środka! – wrzasnął uradowany Marks.
Staruszek wepchał spory wózek przykryty płachtą. Kazał ustawić się wszystkim naprzeciwko siebie, ładnie w równych rządkach. Gdy korygował formacje, Engels postanowił go skomplementować:
- Bardzo ładna muszka, a właściwie to jej kolor, czerwony,taki ładny.
- Dzię, dzię, dziękuję – odrzekł trochę zdenerwowany fotograf.
Kiedy wszyscy stali jak trzeba. Wąsacz zagadał do wszystkich:
- Czy panowie wierzycie, że pójdziecie do nieba?
-Tak – odpowiedzieli chórem.
- Otóż lewackie ścierwa idą prosto do piekła, właśnie teraz.
Szybkim ruchem odgarnął płachtę z wózka. Nie było tam aparatu, był natomiast karabin maszynowy gatlinga. Korwin począł obracać korbką od karabinu niczym obrotny żyd mamonę. Pruł kulami w stronę lewaków od lewa do prawa, lecz nie odwrotnie, bo wiadomo, że nic co robione jest w lewo dobre niejest. Gdy skończyła się amunicja. Ozjasz chodził spokojnie między śmieciem ludzkim i wydawać by się mogło że coś liczył. Gdy zbadał wzrokiem wszystkich,rzekł:
- Niestety nie dotrzymałem umowy, panowie Marks i Engels mieli znacznie więcej kul w ciele niż reszta. Nie było po równo. Ale cóż,komunizm znaczy po równo, ale dla niektórych należy się równiej. Tfu, czerwona zakała świata. Dobrze, że kuce skleciły ten wehikuł czasu, komunizmu nigdy nie będzie.
Janusz popluł sobie trochę, po czym wyszedł. Zostawił na miejscu jeszcze ulotki z hasłami typu : „Zawsze się trochę masakruje” , „Wolny rynek,albo wolna śmierć”, „Lewakom wolno brać trucizny”. Na drzwiach nakleił jeszcze wlepkę z karnym Korwinem. Więcej już go tam nie widziano.
EPILOG
Do piwnicy wbiegł zaziajany chłopiec. Pośpiesznie, nie zwracając uwagi na całe otoczenie, począł tłumaczyć powód swojego spóźnienia, grzebiąc przy tym w torbie. W końcu musiał jednak zauważyć, jak wygląda otoczenie wokół niego. Chłopca nie przestraszyła krew, wręcz przeciwnie wzbudziła w nim emocje pozytywne. Patrzył na nią w głębokim skupieniu, jak na element kultu, a nie zakrzepłą już ciecz, która wypłynęła zezwłok. Trans przerwało spostrzeżenie. Jedyną nie zakrwawioną rzeczą w tym pomieszczeniu była książka leżąca na małym stoliku, tuż za podestem, na którym wcześniej stali Marks i Engels. Młodzieniec ściągnął kaszkiet z głowy i podszedł do stolika. Wziął książkę do rąk i otworzył na stronie tytułowej.„Manifest partii komunistycznej” K. Marks & F. Engels – taki napis widniał na kartce. Obok książki leżał pusty kałamarz. Chłopiec wpadł na pomysł aby ją podpisać. Podszedł do najbliższego trupa i wyciągnął z torby wieczne pióro z błyszczącą, ostrą stalówką. Dokładnie wymierzył i wbił je w szyję nieboszczyka.Gęsta, ciemna krew polała się wprost do podstawionego przez dziecko słoiczka.Gdy stwierdził, że więcej atramentu mu nie potrzeba, wytarł ręce i kałamarz w surdut dobrego socjalisty – znaczy martwego. Wrócił do stolika i załadował pióro krwią. Otworzył ponownie książkę i sprawnymi ruchami wyćwiczonymi na lekcjach kaligrafii, wypisywał kolejne litery układające się w jego imię i nazwisko. Gdy skończył, pozwolił aby trzy słowa – Władimir Iljicz Uljanow –wyschły, a następnie schował almanach do torby, założył z powrotem kaszkiet i wyszedł, dumając przy tym, że ta lektura może mu się kiedyś przydać.